Każdy, kto w Oleśnicy interesuje się sportem, kojarzy Anettę Adamczuk. Absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego, wieloletni pedagog, przez 23 lata była dyplomowanym sędzią piłkarskim. Ma zresztą uprawnienia do sędziowania również zawodów w tenisie stołowym i siatkówce. Ale okazuje się, że pani Anetta poza sportem ma także inne pasje, niezwiązane z wyuczoną profesją...
Pani Anetto, jest pani na emeryturze. Wcześniej przez kilka dekad pracowała Pani w oświacie. W jakich szkołach?
Trochę zmieniałam miejsca pracy... Zawodowy szla,. mówiąc nieco żartem, rozpoczęłam w trójce przy ulicy Kochanowskiego. Potem były wiejskie szkoły w Boguszycach, Sokołowicach i Grabownie Wielkim. Na finał trafiłam do I Liceum Ogólnokształcącego w Oleśnicy, pełniąc przez pewien czas odpowiedzialną funkcję wicedyrektora. Ogólnie w edukacji spędziłam 37 lat i mam z tego ogromną satysfakcję. Niestety, problemy ortopodedyczne sprawiły, że emerytura przyszła nieco szybciej...
Jak to się stało, że od wielu lat z powodzeniem jest Pani instruktorem studniówkowego poloneza?
Jak sięgnąć pamięcią, polonez na studniówkach był zawsze. Najpierw Ogińskiego, a potem przyszedł czas na wersję Wojciecha Kilara. Z czasem przyszła moda na polonezy maturzystów w centralnych miejscach wielkich miast. Pracę w ogólniaku rozpoczęłam w 2003 roku, a pierwsza moja zawodowa studniówka to styczeń 2004. Pomysł, żeby nauczyć młodzież charakterystycznego kroku to była moja spontaniczna inicjatywa. Zawsze byłam usatysfakcjonowana pracą z młodzieżą i to zawsze mnie uskrzydlało. Jest psychologicznie udowodnione, że młodzież niezbyt chętnie wykonuje to, co im się każe. Ja im dałam wolną rękę, bez przymusu, i to przyniosło pozytywny skutek, bo nauka poloneza była powszechnie akceptowalna, dając dzieciakom radość, a mnie satysfakcję. Jest taki przesąd, że jak się zatańczy poloneza, tak zda się maturę. Więc zależało mi, żeby młodzież zatańczyła jak najlepiej!
Jak wyglądały próby?
Wyzwaniem było ułożenie choreografii, bo zawsze brakowało mi chłopców. W liceum większość jest dziewcząt. Wyjściem z tej sytuacji było zastosowanie figur mostka, którą chłopcy tańczyli dwa razy. Bo jakby to wyglądało, żeby na balu maturalnym poloneza tańczyła dziewczyna z dziewczyną, chłopak z chłopakiem. Wykombinowałam takie układy, żeby chłopcy załatali tę lukę. I to się udało.
Ile trwają przygotowania i próby?
Zaczynamy na koniec października. Próby robiłam co tydzień lub co dwa tygodnie. Przed samą studniówką to było już szlifowanie formy. Najtrudniej, jeśli chodzi o dzieci, wychodzi kwestia kroku. Dla nich, przede wszystkim chłopców, to jest taki spacer. A to nie jest przecież spacer! Musi być akcent na trzy, musi być ugięta noga, muszą być zwrócone głowy do siebie. Trzeba przełamać pewne uprzedzenia, bo niektórzy uznają poloneza za coś staroświeckiego. Ale zawsze finał jest super, są oklaski gości, pedagogów, rodziców. Są emocje i satysfakcja dla wszystkich. Poza tym wszystko jest utrwalane. Pozostaje trwały ślad czasów młodości. Pamiątka na całe dorosłe życie. Takich chwil się nie zapomina...
A polonez w Rynku?
To była wspólna inicjatywa wiceburmistrz Edyty Małys-Niczypor, dyrektor Marzeny Helińskiej i moja. Chcieliśmy spróbować wyjść do ludzi, pokazać, że młodzież potrafi, że identyfikuje się ze swoim miastem. To był debiut tej inicjatywy, myślę, że całkiem udany. Wzięły w nim udział trzy oleśnickie szkoły średnie plus grono zacnych zaproszonych gości, m.in. burmistrz, zastępca, starosta, wicestarosta.
Czy była trema?
Jak zawsze. Ja nikomu nie odpuszczałam i zawsze dążyłam do tego, że jeśli mamy 20 par, to te 20 par musiało być. Jeśli ktoś był chory i wypadał, tu miał załatwić kolegę z koleżanką, nawet z młodszej klasy, żeby ta para była. Czyli - jak ktoś szedł w prawo, to zawsze szedł w prawo, nie było, że raz w lewo, raz w prawo. Im się to nie myliło. Był pewien problem z niezbyt równą kostką brukową na Rynku. Dziewczyny w obcasach nie miały łatwego zadania. Ale daliśmy radę.
Czy ta inicjatywa poloneza na Rynku będzie kontynuowana?
Tak. Ten pomysł otrzymał powszechne uznanie. Myślę, że możemy rozszerzyć taniec o szkoły z powiatu. Mamy na tyle miejsca, że możemy sobie pozwolić. Być może dobrym rozwiązaniem będzie organizacja imprezy na placu Zwycięstwa. Tam jest zdecydowanie lepsza nawierzchnia. Niech to będzie nowa, sympatyczna oleśnicka tradycja.
Sport i taniec to nie wszystkie Pani aktywności. Słyszeliśmy, że z chwilą przejścia na emeryturę swój wolny czas zaczęła Pani poświęcać amatorskiemu malarstwu...
Nigdy wcześniej nie wykazywałam skłonności artystycznych. Z uwagi na problemy zdrowotne więcej czasu przebywam w domu i uznałam, że ten wolny czas warto jakoś spożytkować. Postanowiłam spróbować sił w malowaniu akwarel. Zaczęło mi to sprawiać niesamowitą frajdę, tym bardziej, że moi przyjaciele i znajomi uznali, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Maluję dla siebie, choć zdarzył się przypadek, że postanowiłam pozostawić po sobie trwały ślad w liceum, w którym pracowałam - wykonałam portret patrona szkoły, który wisi w eksponowanym miejscu zacnej oleśnickiej szkoły. Spod mojej ręki wyszedł także portret mojej serdecznej przyjaciółki, dyrektor I Liceum Marzeny Helińskiej. Ten obraz zawisł w jej mieszkaniu.
Napisz komentarz
Komentarze