Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 1 maja 2024 23:55
Reklama

Pamiętacie Moniuszkowców z Oleśnicy?

Powróćmy jak za dawnych lat - w świat powojennych zabaw dzieci z ulicy Moniuszki. Ale tak bawiono się też i na innych ulicach Oleśnicy...
Pamiętacie Moniuszkowców z Oleśnicy?
Wrzesień 1951 roku. Dwie rodziny kolejarskie mieszkające w blokach kolejowych przy ulicy Moniuszki. Chłopiec po prawej stronie zdjęcia – to autor tych wspomnień, a dziewczynka z białą kokardką we włosach, w białej bluzce, to Krysia N.

Autor: arch. olesnica.org

Mój ród wywodzi się z miejscowości Wysocko Wielkie. Ja również urodziłem się w tej wielkopolskiej, podostrowskiej wsi. Przyszedłem na świat w rodzinie chłopskiej, choć mój  ojciec wybrał zawód malarza-lakiernika. Moja matka, pochodziła z rodziny mieszczańskiej. Urodziła się w Niemczech. Jej ojciec, a mój dziadek, przebywał tam na emigracji i pracował w górnictwie węglowym.

W kwietniu 1945 roku ojciec dostał propozycję pracy na tzw. Ziemiach Odzyskanych jako kolejarz (przy naprawach wagonów w oleśnickiej Wagonowni) i pracę tę przyjął. 20 kwietnia tego roku wyjechał razem z grupą osadników – do Oleśnicy.

Zamieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu, w blokach kolejowych przy ulicy Moniuszki, pod numerem 47. Jednak po paru miesiącach pobytu w tym mieście, wróciliśmy z powrotem do Wysocka. Powodem tej decyzji, były zdarzające się na tej ulicy częste i nieraz groźne incydenty z szabrownikami. Ale pod koniec jeszcze tego samego roku, po ustabilizowaniu się sytuacji w tej okolicy, ponownie przyjechaliśmy do Oleśnicy.

Trampki, szmacianka i... na dwór!

Naokoło mieszkalnych bloków w tamtym czasie było dużo miejsc, które świetnie nadawały się na miejsca ruchowych zabaw dla dzieci – w różnym wieku. W tamtym czasie dzieci nie przesiadywały w domach, jak to jest dzisiaj, ale w każdym wolnym od nauki czasie przebywały na dworze, w ruchu na świeżym powietrzu. Nie znaliśmy wtedy – jeszcze – ani telewizji, ani tym bardziej, komputerów. Nawet nie wszyscy mieli w domu radio.

Chłopcy najczęściej grali w piłkę nożną, w "dwa ognie", bawili się w wojnę, ścigali się w biegach na ustalonym dystansie. Dziewczynki  grały w klasy, bawiły się w sklep, w odbijanie rękami piłek o ścianę, a wygrywała ta, która odbiła piłkę najwięcej razy bez „skuszenia”. Wspólnie graliśmy "w dwa ognie", bawiliśmy się w chowanego lub w skakanki oraz w wiele innych, dzisiaj już zapomnianych, zabaw i gier. Niektórzy chłopcy mieli wśród dziewcząt swoje sympatie. Ja też ją miałem. Była nią – widoczna na umieszczonej fotografii – Krysia N....

Szczególnie ulubionym miejscem do zabaw, zwłaszcza przez chłopców, była pobliska, spalona przez szabrowników – już po zakończeniu na tym terenie działań wojennych – „willa”. Nie tyle interesował nas ten spalony, ale przed wojną bardzo ładny, czterorodzinny dom i jego mury, co jego bezpośrednie otoczenie. Budynek ten położony był (i jest obecnie, bo został później, w latach 60., odbudowany) w ładnym i  dużym ogrodzie, gdzie było wiele trawników, drzew owocowych, obiektów ogrodowych, a nawet dwa, dobrze zachowane, ziemno-betonowe schrony przeciwlotnicze.

Mieliśmy tam bardzo dobre miejsce na różnego rodzaju zabawy ruchowe, na bieganie i „chowanie” się w jego różnych zakamarkach. Przebywaliśmy w tej „willi”, często, prawie codziennie, całymi godzinami. Z czasem, miejsce to stało się naszym głównym terenem zabaw i spotkań.

Całość posiadłości ogrodzona była ładnym i solidnym płotem z betonu i drewna. Była ona „niczyja”. Nikt się nią w tamtym czasie – poza nami – nie interesował i w to miejsce nie zaglądał, chociaż znajdowała się przy skrzyżowaniu dwóch ruchliwych ulic, którymi codziennie przechodziło parę tysięcy pracowników ZNTK. Mieliśmy tam całkowitą swobodę. Willa należała do nas, do dzieci. W pobliżu tej „willi”, przy zbiegu ulic Moniuszki i Daszyńskiego, był dosyć duży, trójkątny, trawiasty, niezagospodarowany skwerek, na którym urządziliśmy sobie prymitywne boisko sportowe i całymi godzinami, ba, całymi dniami, graliśmy na nim w piłkę nożną. Do gry w piłkę nożną czy do biegania, nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu, jak by to było, prawdopodobnie, w dzisiejszych czasach.

Naszym podstawowym wyposażeniem były zwykłe tenisówki albo trampki, w których, również chodziliśmy – oczywiście w czasie od wiosny do jesieni – na co dzień i do szkoły, i w niedzielę do kościoła. Ale co tam obuwie do gry w piłkę nożną.... Początkowo, nie mieliśmy nawet piłki do kopania, skórzanej albo gumowej. Musieliśmy zadowolić się atrapą piłki - uszytą ze szmat. Przypominała wprawdzie okrągłą kulę, ale do gry się nie nadawała. Później, kiedy rodzice jednego z kolegów kupili mu prawdziwą, skórzaną piłkę nożną, rozpoczęła się poważna zabawa w tę grę.
Poza tymi zabawami w pobliżu naszych bloków, w ciepłe i słoneczne dni (po 24 czerwca, czyli po św. Janie) niektórzy z nas przebywali po wiele godzin, na miejskim odkrytym basenie, korzystając z kąpieli i opalania się, na tym kąpielisku. Dosłownie - opalania się na urządzonej tam, „prawie morskiej”, piaszczystej plaży.

Igranie z losem, zakończone tragedią

Ale były też w pobliżu tych bloków miejsca bardzo niebezpieczne dla dzieci, jak np. załadownia i wyładownia kolejowa, na której stało kilkadziesiąt uszkodzonych w czasie wojny czołgów niemieckich i radzieckich, czekających na transport do warsztatów naprawczych, których było kilka w Oleśnicy lub do hut w celu ich przetopienia na bardzo potrzebną w tamtym czasie stal. W niektórych były nawet pełnosprawne naboje artyleryjskie.

Tą amunicją bawiliśmy się w sposób bardzo dla siebie niebezpieczny. Uderzaliśmy nabojami (w miejscu łączenia łuski z pociskiem) o kolejową szynę, aż do rozdzielenia pocisku od łuski, z której wydobywaliśmy proch w postaci cienkich prętów o półmetrowej długości, wykorzystywanych przez nas do innej, ale już mniej niebezpiecznej zabawy. Później niektórzy z nas zrozumieli, że była to zabawa bardzo naganna, która mogła się dla nas bardzo źle skończyć....

Była też duża - nieużytkowana w tamtym czasie – łąka pomiędzy gazownią miejską a blokami kolejowymi, na której był składowany, zniszczony w czasie wojny, sprzęt wojskowy (samochody oraz fragmenty wojskowych samolotów bojowych). Tu znajdowała się także, równie groźna, amunicja lotnicza. Te dwa miejsca nie były strzeżone. Były dostępne dla wszystkich. Jako dzieci, bawiliśmy się wśród tego wojennego złomu, bardzo niebezpiecznego dla naszego zdrowia, a nawet życia.

Tam, wśród tych zniszczonych samolotów i samochodów, któregoś majowego dnia 1947 roku w czasie „zabawy” amunicją lotniczą zginął od wybuchu pocisku nasz kolega, mój rówieśnik, Staś Kucharski.

Składowiska tego powojennego rozbitego uzbrojenia i innego sprzętu powoli znikały z tamtych miejsc. Nie pamiętam jednak, kiedy one zniknęły ostatecznie. W następnych latach na łąkę zaczęto zwozić z całego miasta gruz i żużel oraz inne odpady budowlane.

Na sanki i łyżwy na Wały

W taki sposób spędzaliśmy wolny czas, w okresie od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Natomiast w zimie były: łyżwy, sanki i ślizgawki. I odbywało się to w innych miejscach, bardziej przydatnych na takie zimowe zabawy. Najczęściej chodziliśmy na sanki i łyżwy do parku przy Wałach Jagiellońskich, albo trochę dalej, na stawy miejskie lub do parku przy Wodociągach. Były tam tereny nadające się do zjazdów na sankach (ulubione przez dziewczyny), jak również do jazdy na łyżwach (preferowane przez chłopców) na pobliskich, w zimie zamarzniętych, rzecznych rozlewiskach. Te miejsca (parki, a zwłaszcza rozlewiska), były najbardziej przez nas lubiane. Zwłaszcza, że mieliśmy tam możliwość grania w hokeja na lodzie, co często robiliśmy. Chodziliśmy też w inne miejsca, nie mniej atrakcyjne od tych – opisanych.

Dzieci z innych pracowniczych, kolejowych, pobliskich, osiedli i ulic, zwłaszcza w lecie, bawili się podobnie jak my, Moniuszkowcy. Nie byliśmy w tych zabawach wyjątkowi, ale mieliśmy do tego lepsze, atrakcyjniejsze, warunki terenowe. Moniuszkowcami byliśmy nazywani przez dzieci oraz młodzież z innych ulic.

Jednak nasze życie nie upływało tylko na zabawach. Kilku z nas uczęszczało do Domu Harcerza na różne popołudniowe zajęcia. Ja chodziłem na zajęcia do sekcji modelarstwa szkutniczego. Wtedy zacząłem interesować się morzem i statkami. Moje zainteresowanie morzem zostały zrealizowane po kilku latach, wtedy, kiedy los zrządził, że zostałem marynarzem...

                                                                         ***
Wspomnienia byłego mieszkańca Oleśnicy, obecnie mieszkającego w Jeleniej Górze, ukazały się pierwotnie na olesnica.org.
Tytuł, śródtytuły, skróty - od redakcji



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
pisiolud 03.10.2020 22:59
Oj, szabrowniki z warsiawki i ich potomkowie jak ten alfaszołom z bierutowa!

Tyuio 03.10.2020 21:54
Bardzo ciekawe wspomienie, mam nadzieję, że redakcji uda sie dotrzev także do innych wspomnień z powojennej Oleśnicy

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: KzTreść komentarza: Naiwny jesteś.Data dodania komentarza: 01.05.2024, 22:15Źródło komentarza: Uwaga, w Oleśnicy krążą podejrzani mężczyzniAutor komentarza: OloTreść komentarza: Chciał zabłysnąć.Data dodania komentarza: 01.05.2024, 21:55Źródło komentarza: Miasto prostuje informacje radnego PłaczkowskiegoAutor komentarza: zw-kowalskiTreść komentarza: A co oni mają wspólnego z lewicą ? Dziś na rynku w Ovik tłumy ludzi. Kilka partii na różny sposób świętowali ten dzień. Lewica żądała 30 godzinnego tygodnia pracy. Inni protestowali przeciwko bombardowaniu autonomii. Na byli i tacy którzy palili flagę UE. Nikt nie nie zabił. Coś się działo. A ten lewicowiec podziękował dziś robotnikom za to, że go utrzymują ?Data dodania komentarza: 01.05.2024, 20:58Źródło komentarza: Poseł z Oleśnicy chce być europosłem w BrukseliAutor komentarza: BlendaTreść komentarza: A kto wyremontował zrujnowany obiekt i utworzył CUS JOŁ-opie?Data dodania komentarza: 01.05.2024, 20:45Źródło komentarza: Seniorzy podziękowali burmistrzowiAutor komentarza: OkosTreść komentarza: Co Tak się przepycha uśmiech ną głupkowaty ironiczny cwaniackimokos głosuję na takiego cwaniaczkaData dodania komentarza: 01.05.2024, 19:21Źródło komentarza: Poseł z Oleśnicy chce być europosłem w BrukseliAutor komentarza: Syców WiankaTreść komentarza: Faktycznie kabaret. Kuźmicz bez głosów które oddała mu Czechowska nie wygrał by wyborów. Cienki Bolek z niego. Cała kampania zerżnieta...jak dzieci we mgle. Rolnik to zawsze rolnik i tyle ...Syców to teraz wieś. Czas się wykazać panie Kuźma do roboty bo patrzymy i obserwujemy obiecanki ...Data dodania komentarza: 01.05.2024, 19:02Źródło komentarza: NASZ NEWS: Tak podziela się władzą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama

Redakcja Oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic