Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 26 kwietnia 2024 23:34
Reklama
Reklama
Reklama

Nie ma wina, nie ma domu, czyli historia Fructowinu w Oleśnicy

13 lutego minie 16 lat od dnia ogłoszenia upadłości Spółdzielni Inwalidów Fructowin w Oleśnicy. Przypominamy artykuł opublikowany w kwietniu 2004 roku na łamach "Panoramy Oleśnickiej".
  • Źródło: Panorama Oleśnicka
Nie ma wina, nie ma domu, czyli historia Fructowinu w Oleśnicy

Autor: www.olesnica.nienaltowski.net (inne zdjęcia też z tej strony)

Przez dziesięciolecia oleśnicki Fructowin zatrudniał niepełnosprawnych i produkował tanie wino. Mając status zakładu pracy chronionej, korzystał z wielu ulg. Wydawało się, że zakład o takim statusie przetrwa nawet najgorsze czasy.

Złośliwi mawiali, że Fructowin -  zatrudniając inwalidów - sam ich produkuje, pojąc smakoszy winem, którego szczególne właściwości sprawiały, iż stale spożycie mogło uczynić jego miłośnika niezdolnym do czynności innej, jak tylko delektowanie się trunkiem.

Bez względu jednak na te opinie, Fructowin byl zakładem, który dawał przynajmniej kilkadziesiąt miejsc pracy osobom niepełnosprawnym, często w trudnej sytuacji życiowej. Dał też mieszkania zakładowe w  budynku na terenie spółdzielni przy Wiejskiej.

Wieloletnia historia zakładu,  którego wyroby znane były na Dolnym Śląsku, skończyła się 13 lutego 2004 roku, kiedy Sąd Rejonowy dla Wroclawia-Fabrycznej VIII Wydział  Gospodarczy do spraw upadłościowych i naprawczych postanowił ogłosić upadłość Spółdzielni Inwalidów Fructowin, określając jako sposób prowadzenia postępowania „upadłość obejmującą likwidację  majątku upadłego". Wyznaczył  jednocześnie syndyka - Jana Pławnickiego.

Czy do upadłości musiało dojść? To pytanie powtarzają spółdzielcy mający udziały we Fructowinie. Jest ich dzisiaj niemal 50. Prawo upadłościowe i naprawcze przewiduje kilka możliwości upadłości, z których najlepszą jest upadłość poprzez restrukturyzację, a więc - mówiąc najprościej - postawienie firmy na nogi, oraz upadłość poprzez likwidację majątku upadłościowego, a więc sprzedaż wszystkiego, co się da.

- Idealnie byłoby wszystko sprzedać jednemu nabywcy - mówi Jan Pławnicki, syndyk Fructowinu. - Ale takie modelowe upadłości zdarzają się tylko w podręcznikach. Życie jest życiem i już z pierwszego rozeznania wiem, że nie ma chętnych na całość zakładu z oprzyrządowaniem. Gdyby taki kupiec się znalazł, możliwe byłoby być może zachowanie produkcji i miejsc pracy.

Wiele wskazuje na to, że zarówno samą upadłość zakładu, jak ewentualny proces naprawczy, można było rozpocząć zdecydowanie wcześniej. Byłaby wtedy szansa na uratowanie zakładu. Tak  przynajmniej nieoficjalnie twierdzą niektórzy członkowie Spółdzielni.

-  Myślę, że każdy moment wybrany na upadłość byłby zły - mówi Tadeusz Hanzel, były szef Rady Nadzorczej Fructowinu. - Liczyliśmy się z tym, że nawet gdybyśmy to zrobili miesiąc czy dwa wcześniej, to by i tak niewiele zmieniło, bo przecież, myśmy zatrudnili nowego prezesa, który został od razu rzucony na głęboką wodę. I on musiał mieć czas, żeby się wykazać - dodaje.

Podobnie twierdzi ówczesny prezes Fructowinu Zbigniew  Walas:

- Upadłość firmy to ostateczność. Nie można tego zrobić ani za późno, ani za wcześnie. Dodaje jednak zaraz:

- Być może jakieś przesłanki do upadłości wcześniej były, aleja  kierowałem tą firmą tylko przez rok i przyszedłem, żeby ją naprawić. Przygotowałem plan naprawczy, strategię marketingową, przekonałem bank do moich planów i w marcu dostałem kredyt - opowiada. - Ale Spółdzielnia rządzi się swoimi prawami i musi być wola wszystkich członków. Planu  naprawczego nie da się wprowadzić połowicznie. Nie było zgody większości, żeby wprowadzać zmiany w tej firmie, głównie cięcia pensji i  ograniczenie zatrudnienia. No i efekt był taki, że jesienią ogłosiliśmy upadłość.

Wniosek o upadłość - zgodnie z prawem - skierował do sądu ówczesny zarząd Fructowinu. Stało się to 28 października ubiegłego roku. Niecały miesiąc późnej decyzję zarządu przyklepało Walne Zgromadzenie  Członków.


- Sądzę, że była szansa na  uratowanie firmy - mówi jeden z byłych członków Rady Nadzorczej, pragnący zachować anonimowość. - Można było zrobić upadłość wcześniej, kiedy jeszcze była produkcja i można było zapanować nad zobowiązaniami podatkowymi. Bo to one wykończyły firmę i przez nie musieliśmy wstrzymać produkcję - dodaje.

Żeby móc wprowadzić do obrotu napoje alkoholowe, trzeba mieć  znaki akcyzy, czyli banderole. Ich zapas skończył się Spółdzielni w grudniu.

- Mieliśmy komponenty do produkcji, ale byliśmy uzależnieni od banderol - opowiada T. Hanzel. - A wiadomo, że warunkiem otrzymania znaków  akcyzy jest niezaleganie z. podatkami. Myśmy występowali z pismami o umorzenia, ale Spółdzielnia to firma de facto prywatna, więc wiadomo, że nikt się tym nie przejął. W państwowej firmie może byłoby inaczej.


- Trzeba zapytać, kto doprowadził do takich zaległości podatkowych - mówi wzburzony jeden z pracowników. - Przecież, wiadomo, że bez akcyzy niczego nie sprzedamy. Można było nie płacić dostawcom, zalegać za wszystko, ale podatki trzeba było regulować. Bo wiadomo, że bez tego zaliczamy plajtę. To niegospodarność - stwierdza stanowczo.

Potwierdza to syndyk:

- Sąd wydał od razu decyzję o upadłości  likwidacyjnej. Przy tej skali zadłużenia wobec Urzędu Skarbowego i przy takim stanie finansów ratowanie firmy już było niemożliwe. Wszystkim się wydawało, że jak jesteśmy zakładem pracy chronionej, to nikt nam nic nie zrobi. Skoro przez 30 lal produkujemy wino, to będziemy je produkować jeszcze nie wiadomo ile. A przecież były odbierane sygnały, że trzeba się restrukturyzować, może zmienić profil produkcji, analizować i dostosować poziom zatrudnienia i  kosztów. Inna sprawa, że wielu naszych kontrahentów okazało się niewypłacalnymi.

Czy „upadłość naprawczą" można było ogłosić wcześniej i dzięki temu uratować firmę? Zdaniem syndyka były ku temu przesłanki. - Tę upadłość można byłoby ogłosić rok wcześniej, bo generalnie były straty - mówi. - Ale sytuacja jest taka, że każdy broni się przed upadłością jak może, skoro wierzyciele nie naciskają, bo liczą, że długi się spłacą.

Teraz jest już po wszystkim. Od 4 miesięcy linie produkcyjne stoją. Pracownicy fizyczni przychodzą na 2 - 3 godziny dziennie i - jak mówi syndyk - wykonują drobne prace porządkowe, bo na gruntowniejsze remonty nie ma po prostu pieniędzy. Pracownicy magazynowi zbierają opakowania zwrotne. Tylko pracownicy umysłowi pracują ze zdwojoną siłą - mówi syndyk. - I to jest sytuacja paradoksalna, bo ja nie mam prawa nawet za tę dodatkową pracę dać im nagród.

Do końca kwietnia zostanie sporządzona przez biegłego wycena wartości nieruchomości i środków trwałych.

Likwidacja Fructowinu, poza  zniknięciem z gospodarczej mapy powiatu kolejnej firmy o wieloletniej tradycji, przyniesie także duże koszty w wymiarze społecznym. Niemal 50 osób znajdzie się bez pracy. To w większości inwalidzi, dla których zakład pracy chronionej był jedyną  możliwością zarabiania na życie. Dzisiaj przynajmniej kilka rodzin obecnych pracowników firmy to podopieczni Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

- Miałem szczęście, bo choć tyle lat przepracowałem tam, to szybko udało mi się znaleźć nową pracę - mówi T. Hanzel. - Ale większość z tych ludzi pracy nie znajdzie. I to jest najboleśniejsze - dodaje.

Dla wielu rodzin obecnych pracowników oznacza to katastrofę, bo często to ich jedyne źródło dochodu. Osobom o różnym stopniu inwalidztwa, mającym po 50 lat na karku, trudno będzie znaleźć jakąkolwiek pracę. Zwłaszcza że wielu z nich przepracowało w zakładzie po kilkadziesiąt lat i oni nie innego nie potrafią robić - mówi.



OSTATNI ZARZĄD
Zbigniew Walas - prezes
Teresa Krawczak - wiceprezes
Rozalia Kuziak - wiceprezes

OSTATNIA RADA NADZORCZA
Tadeusz Hanzel - przewodniczący
Teresa Krzysztofik
Bronisława Wojciechowska
Emeryk Rzepka
Jerzy Świder
Ewa Felisiak
Zdzisław Krzystek


W budynku mieszkalnym usytuowanym na terenie Fructowinu mieszkają od lat dwie rodziny. Jeszcze w zeszłym roku Rada Nadzorcza Spółdzielni wyraziła zgodę na zorganizowanie wewnętrznego przetargu na zbycie mieszkań w budynku.

-  Chodziło nam o to, by jakoś zabezpieczyć naszych pracowników, którzy tam mieszkają - mówi T. Hanzel. Po to zrobiliśmy przetarg, by mogli preferencyjnie wykupić mieszkania. Stawka wyjściowa w przetargu za metr wynosiła 60 zł. Obaj dotychczasowi lokatorzy, długoletni pracownicy Fructowinu, wylicytowali swoje mieszkania. Ale w tym budynku mieszczą się też m.in. gabinety - stomatologiczny i rehabilitacji.

- Że lokatorzy stanęli do przetargu, to jasne, bo się martwią o swój dach nad głową - mówi były członek Rady Nadzorczej. - Ale było kilka osób, które chyba chciały na tym zarobić - dodaje.

Akces do przetargu, prócz dotychczasowych lokatorów, zgłosili także m.in.Zbigniew Walas (prezes), Teresa Krzysztofik (Rada Nadzorcza),  
Henryk Wojciechowski i Włodzimierz Przybysz. Z udziału w przetargu ostatecznie wycofał się Zbigniew Walas. - Tylko zgłosiłem akces, ale nie wziąłem udziału w licytacji - podkreśla.

Ale przetarg nie został sfinalizowany, bo unieważnił go syndyk. Uczynił to, gdyż - jego zdaniem - budynek jest częścią masy upadłościowej i musi być zbyty jako majątek likwidowanej firmy.


- Będę walczyć - mówi Emeryk Rzepka. - Nie mamy się gdzie podziać. Żyliśmy tylko z. pensji. To nasz jedyny dom. Nie siać mnie, żeby kupić cały budynek. Nie wiem, co będzie dalej. Mam przecież rodzinę...

W podobnej sytuacji jest drugi lokator. W marcu syndyk odciął od budynku ogrzewanie. - Mówiąc dokładniej, odciąłem ogrzewanie w  całym zakładzie - precyzuje syndyk. - Na początku urzędowania kupiłem olej opałowy za 3.000 zł i  wystarczyło tego na 3 dni oszczędnego grzania. Uznałem, że skoro tu wszędzie ludzie dogrzewają się piecykami elektrycznymi, nie ma sensu wydawać pieniędzy, skoro brakuje nawet na wynagrodzenia. Ponieważ to był marzec, a nie grudzień, łatwiej było mi podjąć decyzję.

Pytany o los dotychczasowych  lokatorów po ewentualnej sprzedaży budynku, rozkłada ręce. Prawo  nakłada na niego obowiązki, z których najważniejszym jest takie przeprowadzenie upadłości, by z uzyskanych ze sprzedaży środków zaspokoić wszelkie roszczenia. Prawo, zwłaszcza gospodarcze, z definicji jest bezduszne, więc nie ma w nim miejsca na tzw. aspekt ludzki.



Wydawało się, że Fructowin jest nieodłącznym elementem  oleśnickiego krajobrazu. Dziś już wiadomo, że „winiarnia" odchodzi do przeszłości.

W filmie Arizona jeden z bohaterów pyta drugiego: Czy wiesz, czemu tanie wino jest dobre? - Bo jest dobre i tanie... - odpowiada bez namysłu kompan.

Oleśniccy miłośnicy produktów Fructowinu mogą już uzupełnić tę wypowiedź o zdanie: Tylko szkoda, że nie nasze...



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
kwiat jabłoni 10.02.2020 14:24
Towarzysze z rady nadzorczej poprzejmowali za grosze mieszkania...

vfd 10.02.2020 08:06
styropianowa opozycja prlu zniszczyła wszystko co było i złe i dobre

olo 10.02.2020 14:23
Nie bierzesz pod uwagę faktu, że przed styropianowymi bez znajomości, można było dostać tylko ocet?

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: Precz z bandą Webera i Wagnera!Treść komentarza: Oleśniczanie wykazali się lekkomyślnością dokonując wyboru A. Horbacza!Data dodania komentarza: 26.04.2024, 21:31Źródło komentarza: DLACZEGO HORBACZ WYGRAŁ, A MANIAK PRZEGRAŁ?Autor komentarza: GutekTreść komentarza: Z tymi głosami za prezesem to trochę nieprawda, w sumie było ze 135 osób po głosowaniu nad prądem wyszło ok 40 z bulwersem. Realnie zagłosowało za może z 80 osób. Mi pasuje ale wyniki podali zakłamane.Data dodania komentarza: 26.04.2024, 20:36Źródło komentarza: Działkowcy ROD ZNTK wybrali prezesaAutor komentarza: Wło dek Ŵło dekTreść komentarza: Józef Czechowski to jakiś psychiczny jest wszędzie wstawia to samoData dodania komentarza: 26.04.2024, 17:12Źródło komentarza: Temat spalarni w Sycowie żywy także po wyborachAutor komentarza: Pastor managerTreść komentarza: Za spalarnią stoją Niemcy.Data dodania komentarza: 26.04.2024, 16:40Źródło komentarza: Temat spalarni w Sycowie żywy także po wyborachAutor komentarza: ObservatorTreść komentarza: Czekaj, czekaj ,jak dopuszczono się bezczynności, skoro punkt 2 mówi że bezczynności nie miała miejsca?🤔🤔Data dodania komentarza: 26.04.2024, 16:02Źródło komentarza: Temat spalarni w Sycowie żywy także po wyborachAutor komentarza: Oleśnickim mistrzemTreść komentarza: jest Pan Janek, który od 1992 r. jak szachista ustawia i rozstawia na szachownicy króla, hetmana, gońce, skoczki, wieże i pionki. Tylko uczyć się od takiego mentora.Data dodania komentarza: 26.04.2024, 14:00Źródło komentarza: Koalicja Obywatelska stawia się Janowi Bronsiowi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Redakcja Oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic