Ta sprawa swój tragiczny początek miała 27 lipca 2000 roku. Aleksander J., pochodzący z Sycowa szef oleśnickich dzielnicowych, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji, wraz z kolegami z rodzinnego miasta - Dariuszem G. oraz Arkadiuszem M.- udał się na dyskotekę do pobliskiej miejscowości. Wszyscy spożywali alkohol.
W nocy 28 lipca, po godzinie 2 cała trójka opuszcza dyskotekę. Wsiadają do porsche 944 Dariusza G. On prowadzi. Jadą w kierunku Wrocławia. Dochodzi godz. 3, kiedy auto wpada do Bykowa. 300 konny silnik pozwolił rozpędzić - jak udało się wtedy ustalić Panoramie Oleśnickiej - porsche do prędkości ok. 240 - 260 km/h. Podczas manewru wyprzedzania uderza w tył żuka. Jadący w nim pasażer Kazimierz P. z Dąbrowy Oleśnickiej wylatuje przez przednią szybę. Z przodu porsche, na miejscu pasażera, siedział komisarz Aleksander J. W stanie krytycznym trafił do jednego z wrocławskich szpitali. Jego życia nie udało się uratować.
Pasażer żuka - Kazimierz P. - też zmarł w szpitalu. Kierowca żuka Zbigniew Ł. z Dąbrowy Oleśnickiej - odniósł tylko lekkie obrażenia.
Epilog nr 1
- Mężczyzna, który wyskoczył z auta, był rozebrany do pasa - albo tak jechał, albo zdjął koszulkę - i nerwowo krzyknął: "Dam duże pieniądze za trzeźwego kierowcę!" - opowiadał Panoramie kierowca żuka Zbigniew Ł. - Usłyszałem, jak ktoś mówi: "Chłopie, kto się podstawi pod taki wypadek? Masz tu ofiarę, a jeszcze nie wiadomo, co z żukiem". "Nachlałeś się, to masz" - stwierdził ktoś inny. Bo kierowcy tak to ocenili, że musiał być pod wpływem alkoholem. Nic wiem, jak to się stało, że sprawca wypadku uciekł. Nie myślałem wtedy o jego pilnowaniu, bo cały czas szukałem Kazika.
Uciekł i kierujący porsche, i drugi z pasażerów auta. Umyli się z krwi na jednej ze stacji benzynowych i wrócili do Sycowa. Po jakimś czasie Arkadiusz M. zgłosił się na sycowską policję. Za Danielem G. rozesłano list gończy.
Po 6 latach od wypadku wyrokiem Sądu Rejonowego w Oleśnicy Daniel G. został uznany za winnego umyślnego spowodowania wypadku, w którym śmierć poniosły dwie osoby, a on sam oddalił się z miejsca wypadku. Została mu wymierzona kara 6 lat pozbawienia wolności.
Epilog nr 2
Rodzice zmarłego policjanta - K. J. i T. J. - w 2001 r. wystąpili o zasądzenie odszkodowania z tytułu pogorszenia się ich sytuacji życiowej. Zasądzono im po 21.000 zł.
Po 15 latach od wypadku rodzice komisarza, którzy w związku z nagłą stratą syna musieli podjąć kilkuletnie leczenie, wnieśli o zasądzenie od ubezpieczyciela porsche zapłaty zadośćuczynienia w wysokości po 100.000 zł na rzecz każdego z nich. W odpowiedzi ubezpieczyciel przyznał rodzicom po 10 tysięcy, a z uwagi na przyjęty stopień przyczynienia się zmarłego do wypadku (wsiadł do porsche, wiedząc, że kierowca jest nietrzeźwy), ostatecznie wypłacił im po 7 tysięcy.
Rodziców ta kwota nie zadowoliła. Wystąpili z propozycją zawarcia ugody na kwoty po 75.000 zł dla każdego. Wtedy ubezpieczyciel zaproponował dopłatę w wysokości kolejnych 7.000 zł. Zgody nie było i został wniesiony pozew.
Ubezpieczyciel wniósł o oddalenie powództwa. Stwierdził, że żądania są wygórowane. Zwrócił także uwagę na upływ czasu, jaki minął od zdarzenia, oraz na fakt, że zmarły nie był jedynym dzieckiem powodów.
Sąd w wydanym w 2017 roku wyroku uznał, że powództwo rodziców policjanta było w przeważającej części zasadne. "Więź rodzinna łącząca powodów z synem była bardzo silna, miała charakter szczególny, co przez lata utrudniało im zaakceptowanie faktu jej zerwania. Śmierć dziecka była dla powodów poważnym ciosem, zwłaszcza iż był on ich najstarszym synem, który był dla nich źródłem dumy i satysfakcji z uwagi na wykonywany zawód zaufania publicznego. W związku z tym śmierć dziecka była ogromną tragedią i niepowetowaną stratą, z jaką nie będą w stanie pogodzić się do końca życia. W pamięci zmarły zapisał się jako wyczekiwany, pierwszy, syn, który był podporą dla rodziny i wzorem do naśladowania, w szczególności dla swego młodszego rodzeństwa" - ocenił sąd.
"Najtrudniejszym czasem dla rodziny po śmierci A. J. były święta. Od czasu wypadku w domu rodzinnym panowała atmosfera smutku i żałoby. Rodzina wspomnieniami często wracała do okresu sprzed wypadku" - napisał sąd w wyroku. - Rodzice "do dziś nie potrafią poradzić sobie ze stratą syna. Wielokrotnie zadają sobie pytanie o powody, dla których dotknęła ich taka tragedia. Regularnie, kilka razy w tygodniu, odwiedzają grób syna".
A kwestia odległej daty tragedii?
Rodzice "ze śmiercią swojego dziecka nie pogodzili się nigdy, choć oczywiście ich żałoba i dotkliwość straty została złagodzona przez upływ czasu. Niemniej jednak nie można przyjąć, że jeśli strata osoby bliskiej nastąpiła w krótkim okresie od orzekania w sprawie, to należy się większe zadośćuczynienie, a jeśli minęło już wiele lat, to zadośćuczynienie tylko z tego powodu powinno być niższe, bowiem cierpienia po śmierci kochanej osoby, w szczególności rodziców po śmierci dziecka, są zawsze tak samo dotkliwe" - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
W ocenie Sądu, kwotą odpowiednią dla kompensacji krzywdy, jakiej doznali rodzice komisarza J., jest 100.000 zł minus 30 proc. (przyczynienie się do wypadku), co daje w efekcie kwoty po 70.000 zł. Od tak wyliczonej kwoty należało odjąć świadczenie uzyskane już od ubezpieczyciela z tego tytułu, tj. kwotę po 7.000 zł.
Ostatecznie zatem zasądzono rodzicom po 63.000 zł z ustawowymi odsetkami.
Napisz komentarz
Komentarze