Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 18 kwietnia 2024 11:13
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ostatnie pożegnanie trenera Wiesława Kiryka na cmentarzu w Oleśnicy

Była honorowa asysta wojska i trzykrotna salwa. - Byłeś trenerem kompletnym - mówił o zmarłym Henryk Nogala, jeden z jego podopiecznych.
Ostatnie pożegnanie trenera Wiesława Kiryka na cmentarzu w Oleśnicy

Autor: Grzegorz Huk

Żona, synowie, siostra, wnuki oraz wychowankowie i przyjaciele pożegnali dzisiaj na cmentarzu przy ulicy Wileńskiej w Oleśnicy śp. Wiesława Kiryka. Wybitny trener lekkiej atletyki, nazywany Majstrem, zmarł w niedzielę w wieku 86 lat.

- Byłeś naszym trenerem, psychologiem, dietetykiem, czasami medykiem, przyjacielem i autorytetem - mówił nad grobem Henryk Nogala, jeden z pierwszych wychowanków Majstra, który sięgnął po tytuły mistrza Polski. - "Stajnia Kiryka" - zawsze budziła respekt - wspominał. - Teraz pozostaną nam piękne wspomnienia. Pozostaniesz w naszych sercach i umysłach na zawsze - dodał.

- Wszyscy cię lubiliśmy, kochaliśmy, podziwialiśmy - powiedziała wzruszona Anna Szymczak, siostra śp. Wiesława Kiryka.

Życiową i sportową drogę trenera przypomniał Zdzisław Hildebrandt z WKS Oleśniczanka, a w imieniu władz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki pożegnał szkoleniowca sekretarz związku Paweł Olszański.

Doktor Wiesław Kiryk wychował 5 olimpijczyków, 22 medalistów mistrzostw armii, 139 medalistów mistrzostw Polski, 50 absolwentów szkół wyższych.

Szersza relacja - we wtorek w Panoramie Oleśnickiej.

Powiązane galerie zdjęć:

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Cześć Jego pamięci! 07.09.2019 12:04
Panie Wiesławie SZACUN!

dr Lewatywa 06.09.2019 23:59
Krzysztofie K, a tak poza tym nic ci nie dolega?

Krzysztof A. Kowalski 06.09.2019 16:05
JAK TO SIĘ ZACZĘŁO Dziesięć kilometrów w kierunku południowym od Chełma położona jest mała wioska Rożdżałów. By dowiedzieć się o niej nieco więcej, skorzystałem z pomocy internetu. Po wpisaniu nazwy wioski, otrzymałem link http://gmina.chelm.pl/miejscow… . Dlatego wiem, że pierwsze wzmianki o wiosce zostały zapisane już w 1434 r. Dalsze wędrowanie po stronach internetowych, wprowadziło mnie w historię Lubelszczyzny wieku XVI i późniejszych, gdy na Lubelszczyźnie pojawili się przesiedleńcy i wędrowni stolarze z Kujaw ( http://teatrnn.pl/leksykon/nod… Może jednym z nich był pradziad Wiesława Kiryka? Nie można tego wykluczyć. Przodek naszego trenera mógł wędrować w orszaku biskupów jako stolarz i tak przywędrował z Kujaw na Lubelszczyznę. Zagłębiałem się w tą przestrzeń historyczną, gdy pewnego słonecznego, styczniowego popołudnia, sączyłem ciepłą, ziołową herbatę w małej kuchni państwa Kiryków, słuchając wspomnień pana Wiesława: „Babcia dopiero przed ołtarzem dowiedziała się, że będzie miała nazwisko Kiryk. Do tej pory była przekonana, że jej wybrany nazywa się Kujawiak.” Siedziałem i słuchałem opowieści osiemdziesięcioletniego mężczyzny o kilkuletnim chłopcu, skrobiącym siarkę z zapałek, by strzelać z klucza. Chociaż dzielą nas dziesiątki lat, to miałem wrażenie, że nasze dziecięce lata były podobne. On w latach trzydziestych, a ja w sześćdziesiątych. Obaj podobne mieliśmy „zabawy”. Pamiętam jak z kuzynami skręcaliśmy śruby z zapałczaną siarką i rzucaliśmy o ścianę, ciesząc się na widok iskier i podskakujących śrub. Ale wracajmy na Lubelszczyznę, gdzie kilkuletni Wiesław przebiegał 2 km do szkoły podstawowej, by nie spóźnić się na lekcje. Lubelska wieś lat trzydziestych XX wieku w niczym nie przypominała tej współczesnej z XXI wieku. Kilkuletni Wiesław czas po lekcjach spędzał albo pilnując krów, pasących się na pastwiskach, oddalonych od rodzinnego gospodarstwa, albo pomagając ojcu, Józefowi, przy pracach w polu, albo wędrując po lasach, zbierając jagody i grzyby. Latem był czas żniw. Czasami udawało się uciec od gospodarskich obowiązków, by z rówieśnikami kopać „skórę” na nierównym boisku w walce o zwycięstwo nad chłopakami z sąsiedniej wsi. Gdy spocony, umorusany wracał do domu, matka, Stanisława, stawiała na stole szklankę mleka i kromkę chleba ze śmietaną posypaną cukrem. Nastoletni Wiesław Stancja – Chełm u kolegi Waldemar Kursa razem biegają, grają w piłkę nożną, koszykówkę. Kolega był bokserem.

Krzysztof A. Kowalski 06.09.2019 15:58
Teraz zapewne wszyscy, łącznie z oleśnickimi przedstawicielami niektórych mediów, radnymi i Janem Bronsiem, zobaczyli i zrozumieli różnicę między tym, którego imieniem nazwali stadion miejski a Wiesławem Kirykiem. Mogli docenić za życia. Nie chcieli tego, a ci, co niby prowadzą dalej WKS "Oleśniczankę" - nic nie uczynili, by rajcom otworzyć umysły i oczy. Cóż, że zagrzmiały salwy, cóż z wieńców i przemów, tłumów za trumną, gdy czasu cofność się nie da

zboku 06.09.2019 16:39
Ma pan racje. Różnica była kolosalna.Śmiercią Pana Mularczyka żyła cała Oleśnica. Na pogrzebie były tłumy. Emocje ogromne. Przy całym szacunku dla pana Kiryka jego odejście poruszyło bliskich i garstkę sportowców. Na pogrzebie była mizerna frekwencja a do tłumów u Pana Mularczyka nie ma porównania.

Krzysztof A. Kowalski 07.09.2019 14:43
Jeszcze raz: czegóż dokonał Mirosław Mularczyk? Powtórzę: dzięki Wiesławowi Kirykowi setki młodych oleśniczan uczestniczyło bezpłatnie w zimowych i letnich obozach sportowych, setki młodych z Oleśnicy przeżyło niezapomnianą przygodę z lekką atletyką, dzięki niemu w Oleśnicy powstała pierwsza bieżnia lekkoatletyczna, był trenerem, którego wychowankowie zdobyli ponad 140 medali Mistrzostw Polskie, reprezentowali Polskę podczas Mistrzostw Europy i Igrzysk Olimpijskich, ustanawiali rekordy Polski, a oleśnicki klub przez niego prowadzony wiele lat należał do najlepszych w Polsce. A to jak przeprowadzono nadanie imienia stadionowi oraz frekwencja podczas pogrzebu pokazuje jaką krótką pamięć mają niektórzy, jak szybko w Oleśnicy zapomina się o tych, którzy dla Oleśnicy uczynili tak wiele. Wiesław Kiryk odchodził w zapomnieniu w pokoju zakładu opiekuńczo-leczniczego. Tak się nie godzi.

Krzysztof A. Kowalski 07.09.2019 14:48
Łukasz Panfil ( http://www.maratonypolskie.pl/… „Wiesław Kiryk - człowiek legenda. Nierozerwalnie jego nazwisko wiąże się z Wojskowym Klubem Sportowym "Oleśniczanka". Dobrze wiemy, że zawodnicy tego klubu w ostatnim 10-leciu łatali dziury w polskich biegach długich. Niektórzy osiągnęli poziom światowy. Nazwiska - Leszek Bebło, Grzegorz Gajdus, Jan Zakrzewski, mimo upływu lat są po dziś dzień znane i co ciekawe wciąż aktualne... Wiesław Kiryk jest również autorem publikacji naukowych, niezwykle ciekawa jest praca doktorska jego autorstwa: "Struktura obciążeń treningowych zawodników specjalizujących się w biegu maratońskim". I znów gigantyczna wiedza oraz doświadczenie. Trener Kiryk przeżył bardzo ciężkie chwile związane z poważnymi kłopotami zdrowotnymi. Na pewno wiele osób nie sądziło iż kiedykolwiek wróci do sportu, a jednak...” Marek Tronina ( http://www.magazynbieganie.pl/… : „SZKLARSKA PORĘBA – MEKKA POLSKIEGO MARATONU Sport w sam raz – Jan Mulak i Stefan Paszczyk to dwie osoby, którym polskie biegi zawdzięczają fakt, że w Szklarskiej Porębie są dobre warunki do treningów biegowych – stwierdza kategorycznie Wiesław Kiryk – były trener kadry narodowej w maratonie i legenda polskich biegów długich. Jan Mulak odkrył dla biegania Karkonosze, a Stanisław Stefan Paszczyk dał pieniądze na budowę tartanowej bieżni w Szklarskiej. Kiryk przez skromność nie dodaje jednak, że i jego zasługi w zbudowaniu legendy i potęgi tego miejsca są nie do przecenienia. – Po studiach w Warszawie w latach 1951-54 dostałem skierowanie do pracy w wojsku – opowiada Kiryk. Najpierw był Zamość, wojska lotnicze, a potem – Oleśnica. I to w Ministerstwie Obrony Narodowej poznałem Jana Mulaka, który pełnił tam funkcję głównego konsultanta do spraw biegów. Zaczęliśmy razem wyjeżdżać na obozy, często dzieliliśmy pokój. To właśnie Jan Mulak wpoił mi ideę wolnych wybiegań i to on zaczął razem ze mną wychodzić na spokojne spacery w niższe partie Karkonoszy. Ja zacząłem z kolei sporo czytać i dowiadywać się o właściwościach tego miejsca. Okazało się, że w Szklarskiej Porębie panuje mikroklimat porównywalny z leżącymi o wiele wyżej partiami gór. Z punktu widzenia treningu wytrzymałościowego – idealnie – dodaje Kiryk. Jan Mulak wpoił mi ideę wolnych wybiegań i to on zaczął razem ze mną wychodzić na spokojne spacery w niższe partie Karkonoszy. Rzeczywiście. Jedną z tajemnic sukcesów Kenijczyków jest przecież stan permanentnej hipoksji – niedotlenienia, w jakim znajdują się żyjący na wysokości ponad 2 tysięcy metrów nad poziomem morza mieszkańcy Wyżyny Wschodnioafrykańskiej. My takie warunki mamy w wysokich partiach Tatr (gdzie biegać raczej się nie da) i w… leżącej na wysokości 700 metrów n.p.m. Szklarskiej Porębie. Podobno decyduje o tym częsta wymiana mas powietrza spowodowana wiejącym tu dość często wiatrom oraz pobliskie torfowiska Gór Izerskich. Wyżej niż wysoko W te 2 tysiące metrów to nie do końca chce mi się wierzyć – kręci głową Piotr Mańkowski, były średniodystansowiec, a później trener czołowych polskich maratonek. – Faktem jest jednak, że dość specyficzne ukształtowanie terenu i znaczne odcięcie od świata sprzyjają budowaniu formy. Panie – mówi do mnie z pełnym przekonaniem wiozący mnie z dworca kolejowego taksówkarz, tutaj jest takie powietrze jak nigdzie indziej. Jeszcze w Jeleniej Górze trochę dusi, ale jak się tylko wjeżdża do Szklarskiej to od razu płuca inaczej pracują! Tu jest inne powietrze. Faktem jest, że dość specyficzne ukształtowanie terenu i znaczne odcięcie od świata sprzyjają budowaniu formy. Coś w tym jest. Niejeden biegacz przyjeżdżający do „mekki polskiego biegania” doświadcza zaskakującego uczucia biegania na zaciągniętym „ręcznym” oraz równie niespodziewanego „zwolnienia” hamulca po kilku dniach. – Mój pierwszy pobyt tutaj to początkowa euforia (bo o Szklarskiej i jej magii wiele słyszałam) oraz straszne męczarnie w początkowej fazie – przytakuje wielokrotna mistrzyni Polski w półmaratonie Agnieszka Gortel-Maciuk. I kiedy już się tak umęczyłam, że byłam już pewna, że ja się do biegania w tej Szklarskiej nie nadaję, nagle organizm „puścił”. Szklarska Poręba Wojsko Wróćmy jednak do trenera Kiryka. Korzystając z niezwykłych możliwości, jakie dawała mu praca w wojsku, rozwinął on system ogólnowojskowych eliminacji do kadry narodowej w biegach długich, stworzony jeszcze przez Jana Mulaka. Mulak stał bowiem za tak zwanymi Biegami Narodowymi Wojska Polskiego, które były naturalną selekcją młodych talentów. Corocznemu sprawdzianowi poddawano 6000 młodych zawodników, z których do centralnego szkolenia wojskowego wybierano 30 najlepszych. Tak odkryto i wyszlifowano talenty takich późniejszych asów jak Mamiński, Gajdus, Bebło czy Psujek. Kiryk przekonał prezesa PKOl Stefana Paszczyka, że warto byłoby zastąpić czerwoną mączkę ceglaną stadionu w Szklarskiej tartanem. Również Kiryk zaczął pracować nad pomysłem stworzenia w Szklarskiej Porębie prawdziwej kuźni polskich talentów na długich dystansach. Wiedział bowiem, że Szklarska ma odpowiedni mikroklimat, świetne trasy i renomę. Nie miała jednego – tartanowej bieżni. Polscy zawodnicy, chcąc pobiegać na tartanie położonym na odpowiedniej wysokości, musieli wyjeżdżać do Rumunii albo do Bułgarii. Kiryk przekonał prezesa PKOl Stefana Paszczyka, że warto byłoby zastąpić czerwoną mączkę ceglaną stadionu w Szklarskiej tartanem. Trójtorówka – Powiedziałem prezesowi, że warto byłoby zrobić tu jeden tor, a prezes na to: „Po co jeden, jak jest miejsce na trzy?”. No i tak powstała prawdziwa tartanowa bieżnia treningowa na wysokości 700 m. n.p.m. Trener Kiryk zamieszkał w Szklarskiej i wokół niej budował naszą siłę. Bieżnia i znajdujący się obok niej ośrodek w postaci sali gimnastycznej, siłowni oraz zaplecza hotelowego stały się oczkiem w głowie trenera, dzięki czemu polscy zawodnicy znajdowali w Szklarskiej idealne miejsce do przygotowań. Przez lata nie mieli potrzeby jeździć w wysokie góry – stosowali jedynie jedno z ulubionych narzędzi trenera Kiryka – „bodźcowanie”. Szklarska, Sopot i Wałcz. Te trzy miejsca wystarczały, by polski maraton był potęgą. – Trener Kiryk zamieszkał w Szklarskiej i wokół niej budował naszą siłę – wspomina doskonały przed laty długodystansowiec, a obecnie trener, Tomasz Kozłowski. Miał co prawda swoje dziwactwa, ale generalnie był znakomitym szkoleniowcem – dodaje. Wódz Każdy zawodnik, który choć na krótko zerknął się z Kirykiem, jednym tchem potrafi wymienić nawet dziś te elementy, do których trener przywiązywał szczególną wagę. – Dieta, nauka i poranny rozruch – recytuje Dariusz Kruczkowski, niegdyś bardzo dobry długodystansowiec (maraton w 2:14). – Dla mnie ten ostatni element był po prostu nie do przejścia, bo nie znoszę rannego wstawania. Ileż to razy próbowałem negocjować z trenerem żeby pozwolił mi wstawać chociaż co drugi dzień i ileż to razy trener kazał mi się pakować i wyjeżdżać – śmieje się „Kruczek”. Ale ja to jeszcze nic, bo wiedziałem, że trener pogada, pogada i mu przejdzie. Ale byli tacy, którzy trenera Kiryka bali się jak diabeł święconej wody. Do legendy przeszedł przypadek znakomitego biegacza Jana Zakrzewskiego, który trenera bał się tak, że tętno musiał mu mierzyć kolega z pokoju. Zakrzewskiemu na widok szkoleniowca puls skakał bowiem tak, że wyniki pomiaru dokonywanego ręką trenera były do niczego nieprzydatne. Do legendy przeszedł przypadek znakomitego biegacza Jana Zakrzewskiego, który trenera bał się tak, że tętno musiał mu mierzyć kolega z pokoju. Niestety, legendarna wręcz gderliwość trenera stała się pewnego razu pośrednią przyczyną tragedii. W roku 1990, w czasie jednego z licznych obozów w Szklarskiej Porębie, ówczesny rekordzista Polski w maratonie i zwycięzca maratonu w Berlinie – Bogusław Psujek – wybrał się na wieczorny „rekonesans” po mieście. Chcąc po zbyt późnym powrocie uniknąć wysłuchiwania z ust trenera „kazania”, postanowił wejść do znajdującego się na piętrze pokoju przez okno. W czasie wspinaczki spadł i uderzył głową w betonowy chodnik. Gdy znaleziono go rano jeszcze żył, ale reanimacja w szpitalu w Jeleniej Górze była spóźniona. Psujek zmarł. Pługiem go! Trudno przecenić rolę, jaką dla polskiego maratonu i Szklarskiej Poręby odegrał wieloletni trener z Oleśnicy. Zatrudniało go wojsko i on ten fakt wykorzystywał do maksimum. Wystarczył jeden telefon i już wysyłano specjalny pług do przetarcia zasypanej Drogi pod Reglami – podstawowej trasy treningowej w Szklarskiej. Trzeba było uzupełnić ubytek trocin na specjalnej opasce wokół tartanu na stadionie – już jechała ciężarówka z trocinami byle tylko zawodnicy mogli pobiegać po miękkim. Ale Kiryk lubił też zrobić show – podobno kiedyś na trening przywiózł go wojskowy helikopter, który wylądował na stadionie na oczach zdumionych gapiów. Choć może to tylko bajka, bo świadkowie tego zdarzenia jakoś nie chcą się ujawnić. Wystarczył jeden telefon i już wysyłano specjalny pług do przetarcia zasypanej Drogi pod Reglami. Na początku lat 90-tych stadion i sąsiadujące z nim budynki miasto wydzierżawiło spółce „Maraton”, w której jednym ze wspólników był Kiryk. Był na swoim i robił to, co kochał. Polscy maratończycy wciąż należeli do światowej czołówki (Jak Huruk był czwarty na mistrzostwach świata w roku 1991, Grzegorz Gajdus zajął takie samo miejsce w maratonie londyńskim). Przełomowy – w negatywnym sensie – okazał się rok 1996. Szklarska Poręba Nie ma mocnych W czasie jednego z treningów przed olimpijskim startem w Atlancie Kiryk towarzyszył swoim zawodnikom, jadąc obok nich na rowerze. Mijali właśnie stojący z boku jezdni meleks, gdy nagle wysiadł z niego policjant. Wprost pod koła roweru Kiryka. Chcąc ominąć nieoczekiwaną przeszkodę trener gwałtownie skręcił, stracił równowagę i przewrócił się. Początkowo wydawało się, że upadek jest niegroźny. Później zaczęły się jednak zawroty głowy, a wkrótce potem nastąpił udar. A po nim – dwa kolejne. Często mój dzień zaczyna się od tego, że odbieram telefon od trenera, który wypytuje mnie o trening. – Drugi udar jest zwykle śmiertelny – mówi Kiryk, który w praktyce ma sparaliżowaną połowę ciała. – Ja jestem po trzech i żyję. – Trener nie może żyć bez biegania – mówi mi z nostalgią jego były podopieczny Tomasz Kozłowski. – Często mój dzień zaczyna się od tego, że odbieram telefon od trenera, który wypytuje mnie o trening, a to jakieś drobiazgi, o moich zawodnikach. On dla biegania oddałby wszystko, a choroba i częściowe kalectwo są dla niego przekleństwem. Trener, którego brakuje Niestety, dramat trenera Kiryka boleśnie odczuła na swojej skórze także biegowa Szklarska Poręba. W trosce o serce Kiryk musiał wyprowadzić się na niziny (mieszka teraz w Oleśnicy), a pozostawiony przez niego ośrodek „Maraton” najlepsze lata ma już dawno za sobą.” „Pierwszy złotoryjski Iron Man” (Paweł Macuga; http://www.tmzz.pl/Archiwum/20… styczeń 2014 ): Marcin Rabenda: Kiedy ukończyłem szkołę podstawową, całą opiekę trenerską wziął na siebie tato. Po wygraniu makroregionu Dolnego Śląska w biegach przełajowych na 5000 m, wybitny trener UKS Oleśniczanka i późniejszy trener kadry narodowej Wiesław Kiryk zaproponował, żebym przeszedł do tego klubu i trenował pod jego okiem. Dwie klasy ogólniaka to w zasadzie wyjazdy i zgrupowania. Biegałem z takimi zawodnikami jak Mirek Plawgo czy Grzegorz Gajdus. Wiele się od nich nauczyłem i bardzo rozwinąłem pod okiem Kiryka. Za rok 1999 WYRÓZNIENIA FAIR PLAY ( http://www.olimpijski.pl/pl/32… ) Wiesław Kiryk - zasłużony trener kadry narodowej i działacz la Tadeusz Świerczek ( http://pl.ask.com/wiki/Tadeusz… ) (ur. 25.05.1948 w Łodygowicach) – polski inżynier, sportowiec, absolwent Politechniki Wrocławskiej. Swoje życie zawodowe związał z motoryzacją. Dyrektor generalny spółki Fiat-GM Powertrain Polska w Bielsku-Białej. Jeden z ojców sukcesu produkowanego w Bielsku-Białej silnika 1,3 SDE (Small Diesel Engine - mały silnik Diesla), który w roku 2005 otrzymał prestiżowy tytuł silnika roku International Engine of the Year w swojej kategorii pojemności skokowej. Współautor złotego medalu dla zakładu w Bielsku-Białej, przyznanego przez światową organizację produkcji WCM (World Class Manufacturing). W 2005 roku otrzymał nagrodę Złotego Inżyniera w kategorii „Menedżer”. W latach 2009–2011 dyrektor zakładu CNH Polska w Płocku. Sport W latach 1967–1970 Tadeusz Świerczek z powodzeniem trenował biegi średnie. Był reprezentantem klubu WKS „Oleśniczanka” Oleśnica, trenował z kadrą narodową pod okiem Zdzisława Krzyszkowiaka i Wiesława Kiryka. Zajmował czołowe miejsca w wielu biegach na stadionie, ulicznych i przełajowych. Rekordy życiowe: 1000 m - 2:29, 1500 m - 3:49. W późniejszych latach startował amatorsko, między innymi w Biegu Fiata w Bielsku-Białej. Ojciec Anny Celińskiej, czołowej biegaczki górskiej w Polsce, medalistki mistrzostw świata.

Zdumiona 07.09.2019 19:19
Czyją winą jest,że odchodził w zapomnieniu w zakładzie opiekuńczo-leczniczrgo?Olesniczan, władz miasta, wojska może? Niech Pan jeszcze raz przeczyta to,co pisze i spuści z tonu!

Krzysztof A. Kowalski 08.09.2019 21:42
Do tchórzliwej Internautki, ukrywającej się za "Zdumiona". Tak, oleśnickich władz samorządowych i tych, którzy udają, że kontynuują jego dzieło, czyli WKS "Oleśniczankę".

Agata 06.09.2019 20:58
Ten, którego imieniem nazwali stadion miejski nazywa się Mirosław Mularczyk! Śledząc Pańskie komentarze mam wrażenie, że stawia Pan na piedestale jednego, umniejszając drugiemu. Ustanawia Pan ranking zasług? Czy to czas i miejsce?Jeszcze za życia p.Kiryka krytykował Pan inicjatywę przyjaciol Mirka. Mógł Pan przecież wystosować własną petycję! Proszę o powstrzymanie się od sądów wartościujących. Cześć pamięci zasłużonym!!!

Piter 07.09.2019 11:55
Pełna racja pani Agato. Ta pogarda bijaca z wpisów pana Kowalskiego wobec śp. Mirka Mularczyka jest nieznośna. Ani Olesniczanka ani pan Kowalski NIC NIE ZROBILI dla pana Kiryka a teraz chcą sie podpiac pod cudzy pomysł i inicjatywę nieudolnie ja kopiując. Na własny pomysł ich nie stac. ŻENADA i tyle.

Krzysztof A. Kowalski 07.09.2019 14:35
Osobo, ukrywająca się za "Piter" - odwagi brakuje, by podpisać się własnym imieniem i nazwiskiem? Jest to coś kuriozalnego, by oskarżać mnie o pogardę. To jest wręcz draństwo. W moich komentarzach wykazałem, iż dokonania Mirosława Mularczyka ni jak się mają do osiągnięć Wiesława Kiryka. Przedstawiałem dokonania jednego i drugiego. A to nie jest pogardą, lecz wykazaniem zasług - kto na co zasłużył. Oczywiście przedstawiciele WKS "Oleśniczanka" nic nie uczynili i to jest kolejne zło. A, pisząc, iż ja nic nie uczyniłem - to anonimowy, tchórzliwy Internauto, dowodzisz tylko swojej niewiedzy i głupoty.

Krzysztof A. Kowalski 07.09.2019 14:29
Szanowna Pani Agato, jak najbardziej, w procesie nazywania obiektów miejskich najeży brać pod uwagę dokonania osób i jak najbardziej - ich wartościowania. W żaden sposób nie można porównać dokonań Mirosława Mularczyka z przeogromnymi Wiesława Kiryka. Tego nie da się porównać. Tak, krytykowałem i merytorycznie to uzasadniałem - właśnie dokonaniami Wiesława Kiryka, do których ni jak przyrównać osiągnięcia Mirosława Mularczyka. Stadion miejski powinien mieć imię Wiesława Kiryka. I to należało uczynić - po stokroć tak !!! - za życia Wiesława Kiryka.

Agata 07.09.2019 19:12
Szanowny Panie Krzysztofie,nadal się nie rozumiemy!Tkwi Pan przy swoim z uporem maniaka.Dalej uważam, że porównywanie zasług obu Panów jest co najmniej nietaktowne i na niskim poziomie.W związku z powyższym nie podejmuję się dalszej dysputy. A idąc za Pańską logiką, może w obliczu śmierci znakomitego trenera Bieg Psujka też powinien zmienić nazwę, bo upamiętnia jedynie zawodnika???

Krzysztof A. Kowalski 08.09.2019 21:39
Szanowna Pani Agato, to Pani nie chce zrozumieć i uparcie tkwi w swoim przekonaniu. Oczywiście, można przyznać Pani rację i to wielokrotnie wykazywałem, iż zasług obu panów nie można porównywać, bo nie ma czego porównywać. Tego, czego dokonał Wiesław Kiryk w żaden sposób nie można przyrównać z osiągnięciami Mirosława Mularczyka. Pierwszego są gigantyczne, a drugiego … A ostatnim zdaniem Pani się tylko pogrążyła. Memoriał Bogusława Psujka upamiętnia nie "jedynie zawodnika", lecz wybitnego sportowca - reprezentanta Polski, ośmiokrotnego Mistrza Polski, zwycięzcę biegów maratońskich w Berlinie i Beppu, jego wynik w maratonie - 2.10:26 jest 7. w historii polskiej lekkiej atletyki. Wiedziała Pani o tym?

Ostatnie komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Redakcja Oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic