"Najbardziej u ludzi cenię szczerość, odwagę przyznania się do popełnionych błędów i w miarę możliwości naprawienie tego, co zostało zaniedbane. Jeśli ktoś skłamie raz, istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że uczyni to kolejny raz" - taką refleksją podzieliła się na wstępie swojego wpisu Sylwia Urbanek, ekolożka, która uratowała florę i faunę ze stawu na Kruczej w Oleśnicy, walczyła tez o uratowanie życia królików z placu Zwycięstwa w Oleśnicy..
"Po ukazaniu się reportażu Pana Krzysztofa Dziedzica o maltretowaniu na placu Zwycięstwa królików TUTAJ , podjęłyśmy z koleżankami decyzję o uratowaniu tych, które ocalały. Oleśnickie Bidy stwierdziły, że nie ma możliwości złapać króliki i odpuściły. Zostawiły pułapkę klatkę, po którą przyjechały w czwartek.
W czwartek 25 kwietnia zastałyśmy na placu dwa króliki w klatce, które same tam weszły i jednego pod stertą śmieci (resztki krzaka). Nikt nie przejmował się losem tego króliczka.
W krótkim czasie odłowiłyśmy królika i stwierdzam, że można było uratować wszystkie osiem. Firma budowlana wolała je rozjeżdżać koparkami. Z ośmiu królików zostały trzy maluchy.
Mieszkanka Oleśnicy wcześniej zgłaszała w urzędzie, aby wstrzymać prace .Zamiast tego przechodnie byli świadkami, jak koparką wyrwano krzak, pod którym była ich nora, a w niej młode. Ja i moje koleżanki nie jesteśmy pracownikami urzędu ani firmy budowlanej, a nasza obecność na terenie budowy wynikała z potrzeby ratowania życia zwierząt.
Uważam że przed rozpoczęciem prac należało odłowić osiem królików i wtedy rozpocząć prace.
Jestem zbulwersowana że nikt nie czuje się winny" - napisała oleśniczanka.
To jej ocena odpowiedzi burmistrza Jana Bronsia (patrz niżej) na interpelację Tadeusza Żółkiewskiego (Oleśnica Razem) w kwestii zabicia króliczków.
Napisz komentarz
Komentarze