Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 20:18
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wodniacy i osiołek na pochodzie, czyli niech się święci 1 Maja

Dziś znów, na kanwie zdjęć Bogdana Kuczmańskiego, powspominamy. A co? Pochody pierwszomajowe, wszak 1 maja już jutro...
Wodniacy i osiołek na pochodzie, czyli niech się święci 1 Maja

Autor: Fot. Bogdan Kuczmański

Międzynarodowe Święto Pracy zostało ustanowione przez Drugą Międzynarodówkę w 1891r. dla upamiętnienia wcześniejszego o pięć lat protestu robotników w Chicago, krwawo stłumionego przez policję. W II Rzeczpospolitej obchody 1 Maja były organizowane przez Polską Partię Socjalistyczną, stanowiły wyraz protestu przeciwko systemowi. Były dość spontaniczne, gromadziły wielotysięczne tłumy. Do tej tradycji starały się nawiązać władze PRL po II wojnie światowej. Ale niemal od razy stały się one propagandowym rytuałem, nie mającym nic wspólnego z autentycznymi pochodami sprzed wojny. Pierwszomajowe święto było obok tzw. Święta Odrodzenia (22 lipca) najważniejszą uroczystością w Polsce Ludowej.

Miało ono jeszcze jeden cel - musiało przyćmić rocznice podpisania Konstytucji 3 Maja. Tak jak  jesienne obchody rocznicy Rewolucji Październikowej miały przyćmiewać święto 11 listopada. Dlaczego władza kontestowała trzeciomajowe święto (w 1951 roku 3 Maja zniknął z kalendarza świąt państwowych)? Uchodziło ono za święto przeciwników systemu. To po pierwsze. A po drugie 3 Maja to także jedno z najważniejszych świąt kościelnych, co dodatkowo powodowało niechęć peerelowskich władz.

Pielęgniarki i wodniacy

Pochody odbywały się w całym kraju. Również w Oleśnicy i innych miastach powiatu. W każdym z nich pochód był szczegółowo rozpisany na role - kto, za kim i o której ma przemaszerować przed trybuną honorową, w Oleśnicy ustawioną oczywiście na ulicy 1 Maja (dzisiaj 3 Maja). Pracownicy, uczniowie, rolnicy gromadzili się najpierw w punktach zbiórek. Formowali szyk, brali w ręce flagi i inne akcesoria, i ruszali na umówiony znak, aby wespół w zespół utworzyć zwarty pochód. W miejscach, z których wyruszali, można było znaleźć poupychane po kątach lub krzakach (niektóre punkty zbiórek były na skwerach) czerwone szturmówki, których wielu nie chciało nieść. O ile bowiem niesienie biało-czerwonej nie było wielkim problemem, o tyle czerwone flagi, kojarzącej się z barwami ZSRR, nie cieszyły się dobrą sławą.

Jak wyglądał pochód w Oleśnicy, widzimy na mających już dzisiaj walor historycznych zdjęciach Bogdana Kuczmańskiego, jednego z wychowanków pracowni Edwarda Niczypora w oleśnickim Młodzieżowym Domu Kultury.

Pielęgniarki szły w fartuchach i czepkach, żołnierze i policjanci w mundurach, lekarze w kitlach, członkowie szkolnych klubów sportowych w dresach i z piłkami, harcerze - wodniacy ciągnęli swoją łódź. Tak było w całej Polsce - "pracownice fabryki słodyczy niosły ogromną kartonową tabliczkę czekolady, pracownicy elektrowni trzymali nad głowami model turbiny parowej, budowniczowie Pałacu Kultury dźwigali makietę budynku. Noszono modele radiostacji, fabryk, kopalnianych dźwigów oraz trakcji wysokiego napięcia, wożono tokarki i transformatory. Wśród robotniczych kolumn jechały koparki, dźwigi, buldożery, spychacze, kombajny, traktory i snopowiązałki – pochód maszyn symbolizujący nowoczesność i potęgę socjalistycznej gospodarki" (źródło: Piotr Osęka, "Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944-1956").

A z trybuny na 1 Maja pozdrawiali ich, machając często goździkami, lokalni notable, czyli przedstawiciele władz partyjnych i państwowych. Najważniejszy był oczywiście I sekretarz PZPR.  

Na zdjęciach Kuczmańskiego widzimy ówczesna modę, fryzury i - nie ukrywajmy - sporo uśmiechu. Chyba każdy widział, że pochód to propagandowa agitka, ale była to też okazja do spotkania ze znajomymi, z kolegami, dla młodzieży również okazja do drobnych figlów, a dla wszystkich swoista atrakcja. No i każdy cieszył się na festyn, ludową zabawę, bo takowa kończyła najczęściej ten dzień. Odbywały się one w parku na Wałach Jagiellońskich, czasami też na skwerku przy Daszyńskiego. A na festynie można było zdobyć trudno dostępne dobra, które władza łaskawie "rzucała" na święto. Jak pisze dr Piotr Osęka, "przymus łączył się w tym majowym święcie z autentycznym oderwaniem od szarej codzienności".

Pochody skończyły się w 1989 roku. 1 maja 1989 r. PZPR  po raz pierwszy odwołała je, bojąc się, że legalnie działająca już „Solidarność” może je przejąć i zdominować. Potem przedstawiciele lewicy próbowali je reaktywować, już bez trybun honorowych, ale próby te zakończyły się fiaskiem.

Kontrolę nad prawidłowym przebiegiem ceremonii sprawowali przede wszystkim aktywiści partyjni i młodzieżowi oraz funkcjonariusze milicji i bezpieczeństwa. Pierwsze symptomy rodzącego się oporu społecznego pojawiły się już w połowie lat 60. Potem dochodziło do nich coraz częściej. Władze mówiły wtedy o "prowokacji".

Do takiej mogło też dojść w... Sycowie, choć z powodów nie politycznych, ale wyłącznie humorystycznych.

Osiołkowa "prowokacja"

A zaczęło się od tego, że Julian Jakimowicz, wieloletni dyrektor szpitala w Sycowie, kupił synowi Jackowi osiołka. Przez Syców przejeżdżali  akurat  Cyganie, którzy bardzo potrzebowali pieniędzy. I chętnie pozbyli się starego osła. A ten stał się atrakcją dla dzieci i szybko został pupilem całej szpitalnej załogi. Zmajstrowano dla niego wózeczek i nauczono, aby jeździł na zakupy.

A co z pochodem? Opowiedzmy tę historię:

"Pod koniec lat 50. do sycowskiego szpitala przychodzi partyjna dyrektywa: "Cała załoga ma wziąć udział w manifestacji pierwszomajowej!". W szpitalu pozostaje minimalna liczba pielęgniarek, jeden lekarz, a reszta ma iść na pochód. Wszyscy mają być ubrani w stroje pielęgniarskie i lekarskie. Po cywilnemu idzie tylko administracja. Za niesubordynację grozi  nagana.  Odpowiedzialny za stawiennictwo załogi jest dyrektor  Jakimowicz. Załoga ma też nakaz niesienia transparentów. Miejscowy komitet PZPR daje do wyboru kilka haseł, które mają  być namalowane na przygotowanych przez szpital transparentach.

Kto je zrobi? Rzecz jasna, specjaliści od wszystkiego. Tadek i Antek. Kędzierski i Strzelecki wpadają jednak na inny pomysł – dołożenia do pochodu elementu satyrycznego. Bardzo  „modnego” i charakterystycznego dla tamtych czasów – pokazywano wówczas na platformach karykatury wrogów socjalizmu. Młodzi podówczas ludzie wpadają na pomysł, że  wykonają kukły Churchilla, Trumana i Adenauera, wstawią je na wózek, a pociągnie go oczywiście osiołek, który pójdzie na czele całe go pochodu!

Tadek i Antek tak nienawidzili zachodnich przywódców? Nie, pomysł ma bowiem swoje drugie dno – w zamian partia ma zwolnić szpital z wykonania transparentów. Bo płótna chłopcy nie mają, a nie chcą brać ze szpitala deficytowych prześcieradeł, które szpitalna krawcowa, w pocie czoła, sama szyła z beli materiału.

Partia wyraża zgodę...

Nadchodzi niedziela. No właśnie – niedziela... Zwierzę ma swój stały rytm – normalnie w niedzielę nie jeździ z wózkiem na zakupy. Odpoczywa. W dodatku przed szpitalem zbiera się cała załoga. Do takiego tłumu, do takiego ruchu, osioł nie jest przyzwyczajony. Za diabła nie chce wyjść z zagrody...  Rozdzwaniają się telefony z komitetu  partii: „Czy już się formujecie? Czy już wyszliście? Gdzie wy jesteście?!”. Cały sycowski pochód czeka na osiołka. Czeka na skraju parku. Tam posadowiona została trybuna, tam miały być przemówienia. Rozdrażniony tumultem osiołek w końcu decyduje się wyjść z zagrody. Ale wybiega tak prędko jak nigdy. Załoga szpitala, ubrana w długie kitle, rusza za nim biegiem.

Osioł jest jednak szybszy. Nie skręca do parku, tylko gna w kierunku dobrze sobie znanego celu – pod piekarnię.  Lekarze  i  pielęgniarki zmierzają  więc do parku, a osiołek z wózkiem i kukłami wrogów socjalizmu pokonuje swoją standardową trasę,  po czym wraca do szpitala.

Bardzo dużo ludzi widzi kukły, ale nie widzą ich ci podówczas najważniejsi – partyjni działacze. Długo potem twierdzili, że cała akcja była zrobiona specjalnie, że nosiła znamiona prowokacji. Na szczęście większych konsekwencji nie  wyciągnięto. Ani wobec ludzi, ani wobec sprawcy całego zamieszania" (źródło: Roman Rybak, "Jego serce zostało w Sycowie. Julian Jakimowicz i załoga sycowskiego szpitala")...
 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Ina 01.05.2022 16:35
Z którego roku są te zdjęcia?

Zbyszek 30.04.2022 13:18
Dziwny tekst. Na zdjęciach nie widzę przymusu. Wręcz fascynację. Twarze uśmiechnięte. Pełno publiki. Dziw , że balkony wytrzymały taką ilość widzów. Skoro W czasach PRL, a nie PL jak pisze autor , wypaczono to święto to dlaczego przez 30 lat transformacji ustrojowej nikt nie odbudował właściwej formuły lub nie stworzył formuły pasującej do obecnych czasów. A przecież i lokalne samorządy, posłowie, senatorowie i rząd utrzymywani są z podatków. Praktycznie na całym Zachodzie mniej lub bardziej obchodzi się to święto. Tylko w Polsce jakoś tak inaczej. Jak zwykle zresztą.

Ostatnie komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Redakcja Oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic