E.K., pracowniczka Miejskiej Gospodarki Komunalnej (w reportażu pada jej imię i nazwisko), zapewnia na radiowej antenie, że nie ma nic wspólnego z kradzieżą danych, które "miały posłużyć do zafałszowania głosowania w Oleśnickim Budżecie Obywatelskim".
"Kobieta, która aktualnie z powodu złego stanu psychicznego przebywa na zwolnieniu, uważa, że ktoś musiał skorzystać z jej komputera" - słyszymy.
- Faktycznie na prośbę – powiedzmy moich przełożonych - skontaktowałam się z rodziną i znajomymi, aby zmobilizować ich do uczestnictwa w OBO. Ale wszyscy, w których imieniu oddałam głos, wiedzieli o tym i wyrazili na to zgodę – mówi w PRW kobieta.
Sugeruje więc, że to jej przełożeni w MGK prosili, aby "mobilizowała rodzinę i znajomych" (!). Ciekawe, co oni na to? I kogo ma na myśli?! Kierowniczkę? Prezesa?
Dodaje też, "że nieprawdziwe są także zarzuty, że nie wytłumaczyła całej sytuacji przed udaniem się na zwolnienie lekarskie".
I utrzymuje, "że nie byłoby to pierwszy raz, gdy ktoś bez jej zgody grzebałby w służbowym komputerze".
My dodajmy, że każdy komputer w spółce ma swoje hasło.
"Kobieta dodaje, że zatrważające jest to, że niektórzy urzędnicy i radni, nie zważając na to, że sprawa nie została jeszcze wyjaśniona, nazywają ją oficjalnie oszustką i złodziejką danych" - czytamy na radiowym portalu.
"Peselgate" - jak określił tę aferę Mirosław Płaczkowski, lider Polska 2050 w powiecie oleśnickim - ma więc nową odsłonę. Sprawa jest, jak widać, rozwojowa, a powyższa narracja zaskakująca i niespójna.
Z jednej strony słyszymy, że wszystko działo się na prośbę przełożonych i za zgodą osób, których numery PESEL wykorzystano, a z drugiej, że ktoś, nie pierwszy raz, grzebał w służbowym komputerze pracownicy....
TUTAJ ODPOWIEDŹ MGK NA "REWELACJE" PRACOWNICY
Napisz komentarz
Komentarze