Michał Kołaciński na swoim profilu "Prawa Oleśnica" skomentował sytuację przed wyborami prezydenckimi:
Cogito ergo sum.
To już ostatnia (przedostatnia?) przedwyborcza runda. Sytuacja przypomina stare porzekadło "Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma".
Starcie kandydatów zjednoczonej prawicy i totalnej opozycji wydaje się toczyć trochę w miejscu, a emocje i podziały odzwierciedlają te istniejące wśród Polaków - czyli prawie pół na pół.
Z jednej strony rządzący nie mogą się przebić z rzetelnymi argumentami dotyczącymi pozytywnych zmian w sytuacji ekonomicznej kraju czy choćby niewątpliwego sukcesu w walce z pandemią na tle innych państw.
Z drugiej strony opozycja stara się zdyskredytować każde działanie rządu - począwszy od opluwania ministra Szumowskiego przez zagończyków Agory czy Onetu, poprzez szukanie dziur w tarczach antykryzysowych ratujących pikującą w dół gospodarkę, na podważaniu celowości wielkich inwestycji infrastrukturalnych jak CPK, czy przekop Mierzei Wiślanej kończąc.
Media kręcą się wokół własnego ogona, bowiem wyborcy PAD nie oglądają TVN-u i nie czytają "Wyborczej", a wyborcy Trzaskowskiego bojkotują media publiczne, przy czym i jedni i drudzy narzekają na nierówne traktowanie.
W tej sytuacji obie strony sięgnęły po emocje - a nic tak nie rozpala ich wśród Polaków jak sprawy światopoglądowe. Afirmacja rodziny kontra ideologia gender i LGBT to stara, sprawdzona oś sporu. Ale czy rzeczywiście odzwierciedla poglądy wyborców?
Gdyby spytać przeciętnego Polaka, czy przeszkadza mu fakt, że jego sąsiad, sąsiadka sypia z osobą tej samej płci, w trójkącie, sześciokącie, z ulubionym pudlem, rybką akwariową, krzesłem czy maszyną do szycia - większość z nas odpowie, że nic mu do tego, bo to sfera autonomii i wolności osobistej.
Gdy jednak zapytać, czy nie ma nic przeciwko temu, by "latarnik" homoseksualista czy transwestyta prowadził zajęcia w przedszkolu czy szkole i uczył jego dzieci bądź wnuki masturbacji oraz przekonywał, że płeć jest wprawdzie wypadkową genotypu, ale może ją sobie wybrać dowolnie, spośród co najmniej kilkudziesięciu płci (sami ideolodzy LGBT gubią się już w rachubach), przełamując zaściankowe, heteronormatywne stereotypy - nawet przedstawiciel lewicowego betonu zastanowi się dwa razy.
Może więc warto wrócić do argumentów merytorycznych? Malejące bezrobocie, rosnąca płaca minimalna, wsparcie rodzin w tym polityka przyjazna seniorom, wzrost PKB, ściągalność podatków, ruch bezwizowy z USA itd., itd, itd. Na tym polu prawica naprawdę może wykazać, że ścisła współpraca rządu z prezydentem daje efekty odczuwalne dla przeciętnego wyborcy, a propozycja drugiej strony - walka o "wartości europejskie" z antifą na ulicach i nieustające donosy do brukselskich komisarzy i komisarek to dość mizerny, choć jedyny, program totalnych.
Wygrana Rafała Trzaskowskiego, poznanego już z nieudolności w zarządzaniu Warszawą (/vide afera ściekowa - Nie bądź pan rura i nie pękaj pan), może oznaczać powrót do sytuacji z czasów koalicji PO-PSL:
1) deficyt budżetowy ponad razy wyższy niż za rządów PiS (dane GUS);
2) bezrobocie dwa razy wyższe niż za rządów PiS;
2) średnia roczna inflacja dwa razy wyższa niż na rządów PiS;
4) przeciętne obciążenie podatkowe o ponad 3% wyższe niż za rządów Prawa i Sprawiedliwości;
5) roczne dochody budżetowe mimo gigantycznej wyprzedaży majątku narodowego kilkadziesiąt miliardów niższe niż za rządów PiS;
6) brak realnych programów społecznych;
7) waloryzacja emerytur na poziomie kilku zł rocznie...
Oto fakty kontra fake newsy.
Napisz komentarz
Komentarze