Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 sierpnia 2025 14:13
Reklama
Reklama
Reklama

Stara Oleśnica. Robin z placu Zwycięstwa, czyli sentymentalne wspomnienia Mirosława Płaczkowskiego

...o biznesie z czasów, kiedy żabka była tylko płazem, a biedronka chrząszczem.
  • Źródło: Panorama Oleśnicka
Stara Oleśnica. Robin z placu Zwycięstwa, czyli sentymentalne wspomnienia Mirosława Płaczkowskiego

„Przed szkołą do Robina” - taki artykuł zamieściliśmy przed laty w Panoramie Oleśnickiej. Napisaliśmy o kiosku Robin, który przez ponad 30 lat z powodzeniem działał na placu Zwycięstwa. Zyskał status niemal kultowego. Dzisiaj zamyka podwoje... 

Garścią wspomnień o nim podzielił się były właściciel rodzinnego interesu Mirosław Płaczkowski, obecny radny miejski. „To moje pamiętniki dinozaura. Aż strach, jak z młodego szczawika stajesz się nagle dinozaurem” - zapowiedział swój tekst...

Panie Mirku, niech pan zaczyna...Rodzinny kiosk Robin otworzyliśmy w 1991 roku, kiedy w Polsce wybuchnął kapitalizm. "Panorama Oleśnicka" kosztowała wtedy chyba 3000 zł.
 


Nazwę wymyśliliśmy rodzinnie, podczas niedzielnego seansu Robin Hooda (z Jasonem Connerym) oglądanym na jednym z dostępnych wtedy „aż” dwóch programów telewizyjnych.

Oferta handlowa w Oleśnicy była jeszcze uboga, a działające sklepy miały raczej wąską specjalizacje. W okolicy bardzo popularny był tzw. Zielony Rynek, za budynkiem ówczesnego „Rolnika”.
Były to czasy, kiedy żabki były jedynie płazami słyszalnymi w Oleśnicy na kilometr w letnie wieczory, a biedronka to był mały chrząszcz w kropki.

Kiosk był świetnym projektem, zwłaszcza że pomysłów, sił, ochoty i motywacji do pracy naszej rodzinie nie brakowało.

Hitem były okładki szkolne, o komórkach nikt nie słyszał 

Oprócz pełnego asortymentu gazet, Totolotka, także wywoływaliśmy filmy, sprzedawaliśmy zabawki, porcelanę, ubrania z Turcji, chemię, kosmetyki, przybory szkolne, zeszyty. Hitem były okładki szkolne, po które ustawiały się długie kolejki, ostatnimi czasy pojawiły się także przesyłki kurierskie.

Patrząc z perspektywy, porównując czasy teraz do wtedy, można śmiało stwierdzić, że my, pokolenie X, żyliśmy na kompletnie innej planecie.

Nie było komórek (nawet Nokii 3310), nie było internetu, FB, Messengera i innych, nie było nawet Gadu-Gadu. Zdjęcia robiło się tylko aparatami, do których trzeba było włożyć film i wywołać zdjęcia u fotografa, lub w punkcie usługowym takim jak właśnie Robin. 

Hitem w kiosku był też dezodorant Impulse, Brutal, rajstopy z klinem, a brody były jeszcze passe, mężczyźni golili się żyletkami, zaś maszynki jednorazowe były luksusem i wcale nie były jednorazowe...

Sporty i Klubowe bez filtra palił nawet lekarz podczas badania

Pensja w 1991 wynosiła ok 1 mln złotych, ale inflacja tak galopowała, że ta kwota potroiła się w ciągu roku. Codzienna gazeta kosztowała ok 1000 - 2000 zł.

Ludzie codziennie czytali gazety, a słowo pisane miało swoją wagę i gwarancję odpowiedzialności. W tym samym roku wystartował pierwszy tabloid Super Express.

Ludzie masowo wysyłali listy i pocztówki na urodziny, imieniny, Dzień Babci, święta i kupowali znaczki, które były jeszcze tanie.
Kiosków w Oleśnicy było kilkanaście, Kolektury Totalizatora Sportowego były cztery, a liczby skreślało się na ręcznych kuponach, na których musiały odbić się przez kalkę na trzech stronach kuponu, kolektor na każdy kupon naklejał pędzelkiem i kasztanowym klejem specjalną banderolę i zawoził do Wrocławia. Zdrapek nie było.

Papierosy nie miały nadrukowanych cen, ani banderol i jeszcze nikomu nie szkodziły. To oczywiście żart... Sporty i Klubowe bez filtra palił nawet lekarz podczas badania, a popielniczki były nawet w autobusach i samolotach. 

Po Dniach Oleśnicy zaglądnął Kazik Staszewski po „Wyborczą"

Pracę zaczynaliśmy o 6 rano rozpakowaniem wielkich paczek z gazetami i kompletowaniem dodatków.

Potem zrobienie tzw. teczek - klienci, którzy nie chcieli przegapić żadnego numeru swojej ulubionej gazety, zakładali teczkę i takich teczek mieliśmy prawie 200. W międzyczasie wpadali poranni lokalsi po gazety do kawki - dla nich odwiedzenie nas było porannym rytuałem. Jakie to było miłe, prawda?

Z każdym trzeba było chwilę pogawędzić - po latach znaliśmy już gusta, poglądy, opinie, stan zdrowia i zainteresowania każdego porannego klienta, jego rodziny, psa i kota. Wtedy polubiłem ludzi i nauczyłem się ich słuchać. A to, z czego zdałem sobie sprawę później, bardzo przydaje mi się w życiu.

Kiedyś po Dniach Oleśnicy zaglądnął Kazik Staszewski po „Wyborczą”. Kiedyś ktoś poprosił, żeby się z nim pomodlić przez ladę. Czasem ktoś coś ukradł... Przez tę samą ladę zawarłem wiele świetnych, trwających do dziś, znajomości, pojawił się wtedy mój przyjaciel Rafał Zahorski, w którego ówczesną fryzurę nikt by dzisiaj nie uwierzył...

Bardzo miło rozmawiało się o fotografii z panem Edwardem Niczyporem. Stałą klientką była również dzisiejsza pani starosta, wpadał pan Jacek Malczewski, Wojciech Bartnik i wielu zasłużonych oleśniczan. A każdy opowiadał swoją arcyciekawą historię... Zakupy robiło u nas, jak się okazuje po latach, wielu moich dzisiejszych przyjaciół.

Kiedy po sąsiedzku otwierała się pierwsza w Oleśnicy Pizzeria „American Express” wówczas sąsiad, który nie znał w mieście nikogo oprócz mnie, poprosił, żebym rozwoził mu pizzę wieczorami . Tak więc to ja przez miesiąc byłem pierwszym pizza driverem w Oleśnicy! 

Napad, niewybuchy, inwazja handlowych gigantów 

W 1991 roku wydarzył się też w Rynku słynny napad na konwój pieniędzy z COSSTWL. Wtedy mój tato Władysław, wykazując się odwagą, zabezpieczył skradzioną torbę z gotówką, za co otrzymał od COSSTWL pamiątkowy zegarek. W tym samym roku na lotnisku wydarzył się wypadek, a przy murach obronnych przy Rzemieślniczej zginęły dzieci podczas zabawy niewybuchem wyłowionym z glinianek...

Po ośmiu latach z pracy wycofali się rodzice, po kolejnych ośmiu ja zacząłem rozwijać się w innych kierunkach, więc Robina przejęła współpracująca z nami wspaniała Asia, która razem z panią Dorotą dzielnie kontynuowały rozpoczętą przez naszą rodzinę działalność.
Dziś część usług nie jest potrzebna już w ogóle, a to, co przetrwało, nie sprzedaje się w skali pozwalającej na to, aby z tego utrzymać kilka osób. 

Wysokie koszty pracy i prowadzenia działalności, nasycenie rynku usługami punktów sieciowych, brak możliwości konkurowania z dużym kapitałem. Duże sieci osiągają niższe jednostkowe koszty operacyjne na hurtowy zakup towarów, magazynowanie, centralną logistykę, automatyzacje - małe sklepiki, niestety, nie mają szans na konkurowanie z nimi.  

Po 34 latach pozostało wiele wspomnień, przyjaźni, wielki sentyment do naszej pracy, do porannych rozmów z klientami, do szacunku dla słowa pisanego i wydrukowanego.
 



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Redakcja oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic