Fundacja Pro-Prawo do Życia złożyła zawiadomienie do prokuratury związane z wywiadem, którego wicedyrektor szpitala Gizela Jagielskia udzieliła "Wysokim Obcasom", dodatkowi do Gazety Wyborczej.
Lekarka przyznała, że nie udzieliła pomocy wcześniakowi, którego próbowała wcześniej pozbawić życia poprzez aborcję metodą wywołania przedwczesnego porodu. Dziecko urodziło się żywe.
W gazecie czytamy:
"Był krótki moment, kiedy nie stosowaliśmy chlorku potasu. Byłam przy jednej takiej aborcji w 26. tygodniu. (...) I powiem tak: ani ja, ani nikt z mojego personelu nigdy więcej nie chcielibyśmy w czymś takim uczestniczyć.
Może pani opowiedzieć, jak to wtedy wygląda?
- Dziecko się rodzi i czekamy, aż umrze (...)."
Fundacja komentuj to tak:
Nic więc dziwnego, że personel medyczny z Gizelą Jagielską na czele czuli się nieswojo patrząc na tortury umierającego dziecka. Nie skłoniło ich to jednak do udzielenia mu pomocy, choć art. 162 kodeksu karnego wyraźnie nakazuje ratowanie życia osobie znajdującej się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia, za co grozi kara do 3 lat więzienia. Podobne przepisy znajdziemy również w ustawie o zawodzie lekarza i lekarza dentysty oraz w kodeksie etyki lekarskiej.
Moralność nakazuje nam ratować każde dziecko, czy to przed czy po porodzie. Prawo stanowione, choć nie broni dzieci przed porodem, to uznaje za pełnoprawny podmiot prawa dzieci już urodzone i do takich należało to dziecko. Zostawianie kogoś na śmierć to już nie aborcja. Czy tym razem personel szpitala w Oleśnicy odpowie za to przed sądem?
Napisz komentarz
Komentarze