Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 14 maja 2025 08:22
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Został oskarżony o doprowadzenie DZPS Odra do upadłości

O obecności byłego prezesa DZPS Odra w Oleśnicy napisała Panorama Oleśnicka, a dziś Oleśnicki Dom Spotkań z Historią zacytował jego wspomnienia.
Został oskarżony o doprowadzenie DZPS Odra do upadłości
Prezes Piotr Pawłowski na tle DZPS "Odra"

Źródło: "Dzienniki basowe"

"W sobotę 23 marca 2024 r. w sali MOKiS w Oleśnicy odbył się przegląd Oleśnica Rock Wave, na którym wystąpił zespół Formy Planet z Trójmiasta. Jednym z muzyków formacji jest Piotr Pawłowski - w 1996 roku prezes jednego z największych zakładów w historii Oleśnicy DZPS Odra. Przy okazji jego obecności chcemy zaprezentować fragment historii tego przedsiębiorstwa" - czytamy na profilu Oleśnickiego Domu Spotkań z Historią w mediach społecznościowych. 

I znajdujemy tam poniższy fragment wspomnień Piotra Pawłowskiego, dotyczących Oleśnicy, a zawartych w książce "dzienniki basowe" (2020):

"Firma, ta będąc największym pracodawcą w swoim regionie, w czasach świetności zatrudniała prawie 2000 pracowników. Byłem jej szóstym prezesem w latach 90-tych kiedy to zatrudnienie zmalało już o połowę.

Ciężko zarządza się państwową firmą, która ostatni ZUS zapłaciła 7 lat wstecz, i pierwszą osobą, którą poznaje się na en face w dniu rozpoczęcia pracy jest właściwy rewirowo komornik, a drugą (dzwoniąca w tym samym momencie) jest pani egzekutor z właściwego Urzędu Skarbowego. I oboje mówią: „Dzień dobry panie prezesie, chciałem/chciałam zająć panu kolejne pół fabryki”.

Czasami w cv niektórych menedżerów widzę sformułowanie „umiejętność zarządzania w trudnych warunkach” i zawsze wtedy jakoś się uśmiecham pod nosem. Przez tamte 12 miesięcy przećwiczyłem wszystko, co tylko się dało: rozmowy z załogą, związkami zawodowymi – które zresztą często były po mojej stronie, rozmowy z urzędnikami ministerialnymi – „Prezesie, jak pan chcesz znaleźć inwestora, to se musisz pan odmalować ten biurowiec”, rozmowy z wierzycielami, z potencjalnymi inwestorami, poszukiwanie nowych klientów, poszukiwanie źródeł finansowania. Większość z tych rzeczy nie uczą na żadnym MBA. A już na pewno nie tego, jak robić to wszystko jednocześnie.

Nie będzie o moich ówczesnych sukcesach w zarządzaniu, bo ta firma i tak padła. Nie z mojej winy, gdyby ktoś był tym zainteresowany.

W małych miastach zawsze jest tak, że „na mieście” mówi się o lokalnej elicie, poważnie źle – bo taka nasza polska natura. Więc facet zarządzający największą firmą w mieście jest zawsze na celowniku. Nie zliczę ile razy widywano mnie w lokalnym burdelu, z jedną albo z drugą kochanką na ulicy czy raczej nad stawem (bo tam wszyscy chodzili nad staw), czy przypisywano mi posiadanie ukrywanego gdzieś 20 km dalej Mercedesa. Z reguły to olewałem, raz jednak wszedłem w interakcję.

Było to jakoś po Sylwestrze. Szedłem sobie korytarzem łączącym biurowiec z halą produkcyjną, myśląc skąd tu wziąć chociaż na połowę wypłaty dla pracowników, kiedy usłyszałem rozmowę dwóch pań ze szwalni, będących za węgłem, ale idących w moją stronę – „I wiesz, Z. , ja w sylwestra to widziałam tego ch..., jak kupował w delikatesach dziesięć koniaków”.

Nie wytrzymałem. I to bynajmniej nie dlatego, że nie piłem nigdy koniaku.

Kiedy panie prawie się ze mną zderzyły, powiedziałem: „Może i jestem ch… ale na pewno nie jestem idiotą, żeby kupować dziesięć koniaków w delikatesach, zrobiłbym to w makro”. I wyciągnąłem kartę Makro.

Pani E. nie wyrzuciłem z pracy, była dobrą szwaczką.

Dziś zastanawiam się, czy jednak nie użyłem wobec niej języka pogardy. Być może należało się po prostu przyznać. I do tych burdeli, i do tych koniaków. I do jeszcze gorszych rzeczy. Ten kraj na pewno by wyglądał inaczej i ludzie pracy byliby szczęśliwsi, i mieli więcej pieniędzy.

[…]

Nie tęsknię za tamtym czasem, nie tęsknię za tym myśleniem i takim działaniem. A ono coraz bardziej wraca.

Pani Syndyk Masy Upadłościowej potrafiła odmieniać słowo „prokurator” we wszystkich przypadkach. „Za to jest prokurator” – mówiła. Albo: „To się nadaje dla prokuratora”. Albo: „Będę jutro widziała się z prokuratorem”. Jestem głęboko przekonany, że gdyby tenże znienacka zjawił się w firmie do niedawna przeze mnie zarządzanej, z jej ust wydobyłby się wołacz: „O! Pan prokurator!”. Wraz z innymi członkami zarządu zostaliśmy natychmiast odsunięci od podejmowania jakichkolwiek decyzji, ale musieliśmy codziennie przychodzić do pracy i pozostawać do dyspozycji Pani Masy, tj. Pani Syndyk.

Firmę chcieli ratować wszyscy politycy. Z każdej opcji. Więc wystarczyło zgodzić się na jej prywatyzację, gdy ten zły prezes znalazł inwestorów. I kiedy jeszcze był czas. A tak ciągnęły się pielgrzymki. Nawet poseł Słomka z KPN przyjechał. Aż w końcu powiedziałem „stop”. Bo istnienie tej firmy w takiej formie nie było już żadnego sensu. Była za duża, a ja nie chciałem zwalniać trzech czwartych załogi. A trzeba było. Pojechałem do sądu z wnioskiem o upadłość. Decyzja zapadła szybko. I wtedy się zaczęło. „ My się panu prezesowi przyjrzymy, zbadamy pana powiązania!” - grzmiał późniejszy poseł LPR, wtedy szef dolnośląskiej Solidarności. Aż Panu J., szefowi naszej zakładowej komisji, było głupio. Bo wiedział, ile pracy włożyłem w ratowanie firmy. A po Pani Syndyk zjawił się pan inspektor z NIK. „Panie prezesie, och przepraszam, nie mogę już do pana tak mówić, skoro nie jest już pan, na szczęście, prezesem, będę zatem mówić panie magistrze”. Odpowiedziałem Panu Inspektorowi: „Skoro już pan tak lubi tytuły, to proszę mówić do mnie per panie magistrze inżynierze, gdyż taki jest mój tytuł naukowy”. Pan Inspektor zadał mi setki pytań. W tym jedno które pamiętam po latach najlepiej. „Panie magistrze, we wrześniu 1996 sprzedał pan samochód marki Fiat 125p bez przetargu za kwotę 1000zł. Dlaczego? W dodatku kupił je Pan M.E., członek zarządu”. Moja odpowiedź: „ Przetarg został ogłoszony dwukrotnie i pies z kulawą nogą, proszę to zaprotokołować, się nie zgłosił, a członek zarządu nie miał czym dojeżdżać do pracy, to mu bohatersko to auto zaproponowałem, tak za 1000 zł. Przy okazji dementuję plotki, jakoby samochód ów posiadał cztery poduszki powietrzne, klimę i ABS. Prawdą jest jedynie to, że posiadał drzwi, które się nie zamykały”.

Wszystko na nic. Wraz z poprzednimi zarządami zostaliśmy oskarżeni o doprowadzenie firmy do upadłości, oczywiście we współdziałaniu. Przesłuchiwała nas policja, prokuratura, sąd odmawiał wszczęcia, prokuratura zaskarżała, w końcu po 9 latach, już po 9 latach przestałem być Piotrem P. i odzyskałem dobre imię. Ale włamu do kiosku już nie zrobię bez rękawiczek, mają moje odciski jakby co. Nikt nie został skazany z braku jakichkolwiek podstaw. Ale co ja się o sobie naczytałem w aktach, to moje. Na przykład Pan Frasyniuk, którego w sumie lubię i uważam za porządnego gościa, raczył się o mnie wyrazić per „ten nieudolny prezes” czy jakoś tak. A przecież on mnie nie znał.

Mam gdzieś zdjęcie, na którym kilka lat po ogłoszeniu upadłości stoję na tle fabrycznego wieżowca. I się uśmiecham".


Piotr Pawłowski na koncercie w Oleśnicy

Piotr Pawłowski na koncercie w Oleśnicy


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Mieczysław Kozieł. 28.03.2024 12:18
Pani Olesniczka : A właściwie powinno być Oleśniczanka , bo Oleśniczka to miejscowość w gm Długołęka, bo za taką się Pani uważa. Skoro była Pani dzieckiem w tamtym okresie , to dlaczego Pani zabiera głos w sprawach o których nie ma pojęcia. Proszę zajrzeć do podręczników historii, tylko nie H i T -ów, pisanych pod dyktando i na potrzeby prezesa. Pisząc, że wszystkiemu winien jest p .B ,ma Pani na myśli obecnego burmistrza ? Jeżeli tak to świadczy tylko o tym, że należy Pani do grona myślących inaczej i nieomylnych. Wszyscy inni są be. Nie będę podawał przykładów, że powstały nowe zakłady, co się zmieniło na lepsze, bo i tak Pani nie przekonam. Pozdrawiam.

Czytelnik 28.03.2024 16:25
Zgadzam się z Tobą Mietek.

zw-kowalski 31.03.2024 22:33
Do @Mieczysław... Jeśli jest tak dobrze to czemu jest tak źle. Jakoś nikt z chwalących bronsia nie chce mi podać ile wybudowano nowych mieszkań między 1945 a 1989 a ile za czasów bronsia. To samo dotyczy szkół. Jaka jest dzietność dzieci w Oleśnicy teraz a jaka była wtedy kiedy rzekomo było tak źle. Ilu pracownikom zapewniają pracę obecne zakłady pracy i ile do tego dokładają wszyscy podatnicy. Zwolnienia dla kapitału zagranicznego to około 70 mld rocznie. Oleśnica zawsze miała 1/1000 mieszkańców Polski. Czyli mieszkańcy Oleśnicy dopłacają statystycznie do kapitału zagranicznego około 70 mln złotych a ile wynosi budżet samego miasta Oleśnica. UE to ładnie opakowane RWPG z pięknym marketingiem. Jako skromny kupiec umiem liczyć.

Oleśniczka 28.03.2024 10:51
Mieszkam w Oleśnicy od urodzenia. W latach 90 byłam jeszcze dzieckiem. Ale pamiętam jakie były firmy w tym mieście. Jakie szkoły, przedszkola, sklepy, nawet ile było terenów zielonych. A dziś nie ma nic a to co zostało mogę policzyć na palcach jednej ręki. I nieudolny to jest i był Pan B.z całą tą ekipą bo nie wolno mi nazwać hołota. Nie ma nowych inwestorów, nie ma nic. Jedynie rozpizdziaj w całym mieście. I Ci ludzie jeszcze mają czelność startować w wyborach a mieszkańcy myślą złudnie, że coś się zmieni.

zw-kowalski 31.03.2024 22:23
Do @Oleśniczka. Pełna zgoda.

Precz z bandą Webera i Wagnera! 27.03.2024 14:54
Teraz tak samo wykończą polskie rolnictwo ci idioci z " zielonego ładu", później polski przemysł a na końcu Polaków co nie zamontowali niemieckiej pompy!?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Redakcja Oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic