Fundacja Pro-Prawo do Życia zamieściła w Internecie petycje "Stop aborcji w szpitalu w Oleśnicy", skierowaną do władz powiatu oleśnickiego.
Oto jej treść:
Szanowny Pan
Sławomir Kapica
Starosta Powiatu Oleśnickiego
Szanowny Panie Starosto,
w mediach, zarówno ogólnopolskich jak i regionalnych, bardzo głośno jest na temat przerażających praktyk, do których dochodzi w Powiatowym Zespole Szpitali w Oleśnicy. W placówce tej dokonuje się największej liczby aborcji w Polsce. Wedle udostępnionych przez szpital danych, w Oleśnicy abortuje się również dzieci podejrzane o chorobę lub niepełnosprawność, w tym dzieci z podejrzeniem zespołu Downa.
Wicedyrektor szpitala Gizela Jagielska publicznie opowiedziała o tym, w jaki sposób w Oleśnicy dokonuje się aborcji na dzieciach. Robi się to m.in. poprzez wykonanie dzieciom zastrzyków z chlorku potasu w serca. Praktyki takie jak brutalne zastrzyki śmierci powinny kojarzyć się wyłącznie z eksperymentami medycznymi dokonywanymi na więźniach obozów koncentracyjnych. To oburzające i szokujące, że do czego takiego dochodzi dzisiaj na terenie szpitala w Oleśnicy.
W związku z tymi skandalami i nieludzkimi praktykami na dzieciach, wzywam Pana do natychmiastowego odwołania zarządu szpitala w Oleśnicy oraz powstrzymania aborcji w tej placówce.
„My dzisiaj na oddziale na przykład mamy trzy kobiety, które są w trakcie terminacji ciąży z powodu trisomii 21 [zespół Downa] i zagrożenia zdrowia psychicznego (…). Przed chwilą przeszły zabieg wstrzyknięcia chlorku potasu, zatrzymały się serca ich dzieci” - mówiła Gizela Jagielska
Jak może wyglądać taka metoda aborcji opowiedział nawrócony aborcjonista dr Anthony Levatino, praktykujący ginekolog i położnik, który we wczesnym okresie swojej kariery lekarskiej wykonał ponad 1200 aborcji. Opis tej procedury przypomina na myśl praktyki rodem z obozów koncentracyjnych:
„Procedura aborcji trwa 3 lub 4 dni. W pierwszym dniu aborter używa dużej igły, aby wstrzyknąć dziecku substancję, która skutkuje nagłym zatrzymaniem krążenia. Aborter wsuwa igłę poprzez jamę brzuszną lub pochwę i wbija ją w dziecko. Celuje w jego głowę, tułów lub serce. Dziecko czuje ból i umiera. Następnie aborter wkłada listownicę do szyjki macicy, aby doprowadzić do jej rozszerzenia. Kobieta, czekając na rozszerzenie szyjki macicy przez listownicę, nosi w sobie martwe dziecko przez 2–3 dni. Drugiego dnia aborter upewnia się za pomocą USG, że dziecko jest martwe. Jeśli dziecko nadal żyje, wstrzykuje mu kolejną dawkę trucizny i kobieta wciąż musi czekać, aż w czasie skurczów wyda na świat martwego syna lub córkę. Jeśli dziecko nie wyjdzie w całości, rozpoczyna się procedura rozszerzenia i wyłyżeczkowania. Do rozczłonkowania ciała dziecka na kawałki aborter używa szczypiec i kleszczy. Kiedy wszystkie części ciała dziecka i łożysko zostaną usunięte z macicy, aborcja jest zakończona.” - opowiada dr Anthony Levatino
PZS w Oleśnicy jest placówką, w której wykonuje się obecnie około połowę wszystkich aborcji w Polsce (w 2022 roku 75 ze 161), w tym roku odsetek może być dużo wyższy (w pierwszej połowie roku w Oleśnicy zabito już 52 nienarodzone dzieci).
Prawie wszystkie aborcje, mimo, że wykonane z tzw. przesłanek psychiatrycznych, dotyczyły dzieci podejrzanych o choroby lub wady genetyczne. Opis aborcji zastrzykiem z chlorku potasu dotyczył dzieci z zespołem Downa.
Napisz komentarz
Komentarze