Książkę, którą dziś polecam to "Siódmy koci żywot" Beaty i Eugeniusza Dębskich. Małżeństwo nie od dziś mieszka w stolicy Dolnego Śląska, nie ukrywają, że kochają zwierzęta i piszą kryminały, najczęściej w swoim domku w lesie.
Akcja książki rozpoczyna się jak na prawdziwy kryminał przystało - od morderstwa, potem jest już tylko lepiej. Komisarz Magdalena Borkońska próbuje rozwikłać tę zagadkę. Pomaga jej kot a właściwie kocica, która była świadkiem zabójstwa, ale czy może coś powiedzieć? Ludzkim głosem nie, ale są inne sposoby...
Akcja wartko się toczy, nie brakuje humoru, brawury, grozy, ale czyta się doskonale, wciąga i jestem pewna, że przeczytacie Państwo jednym tchem, dodatkowym plusem jest bliski naszym sercom Wrocław i już właściwie nie muszę więcej zachęcać.
Może tylko mały fragment na zachętę: …”Borkońska puściła mimo uszu, a zasadzie udała, że puszcza mimo uszu kolejny głupi joke o żonie. Malicki serwował je obficie, jakby chciał dostać w komisariacie na wrocławskim Grabiszynku przynajmniej Cierniową Koronę Numer Jeden. A wtedy mógłby wystąpić o Specjalny Przydział Współczucia. Dowcipy o małży irytowały Viledę i obniżały notowania maćka, ale - cóż, lepszy kiepski żartowniś niż ponurak.
Wpakowała się do swojego seata, otworzyła okno i przyczepiła do dachu koguta, a widząc, że ruch można określić jako niemrawy, włączyła również syrenę. Nadjeżdżający od FAT-u zwolnili, dodała gazu i bez pisku opon skręciła w lewo. Beema Maćka śmignęła za nią, bez ostentacji, na jaką ona musiała się zdobyć. Po pięćdziesięciu metrach wyłączyła syrenę, ale korzystając z najnowszej drogowej innowacji, czyli buspasa, spokojnie przemknęła wzdłuż długiej aż do Pereca kolejki samochodów. Buspas skutecznie zakorkował ruch na przejezdnej do tej pory ulicy. Policji jednak wolny środkowy pas bardzo odpowiadał, oczywiście. Jak to mawiał Kossobudzki? „O trupach można dużo dobrego powiedzieć, a przede wszystkim to, że rzadko uciekają!”...
Poleca Ewa Budziszewska
Napisz komentarz
Komentarze