"Siedzieliśmy na ławce w parku. Podsłuchał naszą rozmowę, podszedł i zaczął przeklinać, i pluć w twarz. Czy to właśnie jest gościnność? Napluł mu w twarz. To było zdecydowanie za dużo. Powiedział, że jest dezerterem. Mój mąż nie jest dezerterem, mamy trójkę dzieci, a takich mężczyzn nie biorą do walki. Kto dał mu prawo obrażać go? Broń Boże, żeby nie wpadł w taką sytuację, jaką mamy na Ukrainie. Nawet nie wiemy, czy będziemy mieli gdzie wrócić. Jesteśmy pod okupacją od pierwszych godzin wojny. To jest straszne"
- tak opisała incydent, do którego miał dojść w Oleśnicy, uchodźczyni z Ukrainy.
Dodała, że wezwano policję, ale kiedy ta przyjechała, napastnik już się oddalił.
"Są różni ludzie. To może się zdarzyć na Ukrainie i we Włoszech. Sprawa jest jednostkowa. Twój mąż powinien był porozmawiać z tym człowiekiem jak mężczyzna z mężczyzną"
- doradził jeden z internautów.
A inny napisał tak:
Nie powinnaś jednak czuć się zagrożona, ten człowiek mógł być pijany, chory psychicznie albo zbyt nerwowy. Nie zgadzam się jednak z tym, że nasłanie na napastnika Twojego męża jest rozwiązaniem. Pamiętaj, że jesteś z Ukrainy. Jeśli ludzie usłyszą, że Twój mąż pobił/bił się z Polakiem, będzie jeszcze gorzej. Możesz nagrać telefonem jego zachowanie i pójść z tym na policję. Możesz kupić w sklepie gaz pieprzowy, jeśli czujesz się zagrożona, możesz wreszcie dowiedzieć się, jak się nazywa ten napastnik albo gdzie mieszka i wtedy iść tam z policją. Najlepiej i najskuteczniej jednak jest chyba ignorować takie zachowania. Nie jestem dumny z tego, że tak Cię potraktowano, niestety tacy ludzie też w Polsce żyją.
Napisz komentarz
Komentarze